Pierwsze symptomy ciąży mówią Ci: idź, kup i zrób test. Poszłam, zgarnęłam z półki najtańszy etosowy teścik, na który nasiusiałam w sobotnie popołudnie w jednym z pobliskich makdonaldów. Nawet w blasku listopadowego słońca kreska wydawała się na tyle blada, by ostatecznie przyjąć, że jej tam nie ma, a wieczorem napić się piwa. Jednak mdłości te same, krew nie popłynęła, toteż dwa dni dalej ta sama akcja. Tym razem po uprzednim zapoznaniu się z instrukcją obsługi. Poranny mocz nie pozostawił krzty wątpliwości, gdy moim oczom ukazał się wielki plus: CIĄŻA.
Ciąża. Co dalej?
Pytanie, które zadajesz sobie w tej sytuacji... Polskie sklepy, polskie szkoły, dyskoteki (:x), polscy fryzjerzy, kosmetyczki i polscy lekarze... Ci ostatni nie są tak popularni jak cała reszta. Na szczęście jednak wizyta u polskiego lekarza w Holandii nie jest wyjściem jedynym. Powiedziałabym raczej, że wręcz ostatecznym. Dlaczego traktować polskich lekarzy jako jedynych, którzy mogą Ci pomóc (jak sama na początku myślałam) i trwonić na to ciężko zarobione hajsy? Szczególnie jeśli do najbliższego trzeba Ci się tłuc przez pół Holandii, i tak co miesiąc, a później i częściej. Nawet przyjąwszy, że kraj ten gigantem pod względem powierzchni nie jest. Absolutnie nie kwestionuję fachowości polskich lekarzy w Holandii. Po prostu wiem, że opłacając podstawowe ubezpieczenie zdrowotne mam zagwarantowaną darmową opiekę podczas ciąży jak i po narodzinach dziecka. Po drugie wiem, że nie wszystkie mieszkamy w Hadze czy Amsterdamie. Nie musisz też od razu kupować biletu powrotnego w przypadku gdy ciąża dopadła Cię w Holandii. Co dla mnie oczywiste z perspektywy czasu- panika na bok. Oddając swą ciążę w ręce tutejszych specjalistów, nie poczujesz się mniej bezpiecznie niż w kraju.
Pierwsza wizyta
W moim przypadku decydującym krokiem do spotkania z lekarzem była rejestracja internetowa i wypełnienie formularza na stronie jednego z centrów położnictwa. Jeszcze tego samego dnia odebrałam telefon z poradni i pani o przyjemnym głosie umówiła mnie na pierwszą wizytę przypadającą na ósmy tydzień ciąży (zwykle odbywa się ona miedzy siódmym a dziewiątym tygodniem). Skierowanie od lekarza rodzinnego nie było mi potrzebne. W międzyczasie, drogą pocztową, otrzymałam zeszyt, w którym dokumentowane jest każde spotkanie z osobami prowadzącymi ciążę.
Wigilia Bożego Narodzenia 2015. Trzy kobiety, z których żadna- jeśli wierzyć ludziom- nie była ginekologiem. Śmiem jednak przypuszczać, iż tylko lekarz ze spacjalizacją ginekologiczną jest uprawniony do wykonywania USG dopochwowego potwierdzającego bądź zaprzeczającego ciąży. Po badaniu otrzymałam pierwsze zdjęcie dziecka, a za niewielką dopłatą filmik z bijącym małym serduszkiem. Dalej, sprawdzono informacje zawarte w moim formularzu zgłoszeniowym oraz moją masę wyjściową. Na podstawie obszernego wywiadu zakwalifikowano moją ciążę do grupy z małym ryzykiem komplikacji. Otrzymałam też zapewnienie o możliwości wsparcia ze strony psychologa, jeśli tylko nie byłabym w stanie udźwignąć brzemienia jakim jest ciąża w pierwszych miesiącach jej trwania.
Podsumowując…
Może nie do końca wiem jak opisać to, co dzieje się w głowie, kiedy siedzisz “na spokojnie” w szpitalnej kafejce tuż po wizycie, z cappuccino w łapie, gapiąc się na pierwsze, położone nieśmiało na kolanach, zdjęcie dziecka. Wiedziałam jedno- nie byłam w żaden sposób wizytą rozczarowana, ale też na rozczarowania się nie nastawiałam. Była to moja pierwsza wizyta w holenderskim szpitalu- nowoczesnym szpitalu z bardzo pozytywnym i profesjonalnym podejściem do pacjenta. Nie wiem, czy to ogólna tendencja w holenderskich oddziałach położniczych, ale personel tamtego dnia w stu procentach składał się z kobiet. Jedyni faceci, których tam uświadczyłam przyszli towarzyszyć ciężarnym partnerkom. Cieszę się, że od pierwszej wizyty, jestem pod opieką nie jednego, a całej grupy specjalistów wymieniających się doświadczeniem. Co dwie głowy, to nie jedna... Czasem warto się wybystrzyć, cisnąć w kąt popularne zwłaszcza wśród polskiej braci mity o holenderskiej służbie zdrowia, powtarzane głownie przez tych, którzy lekarza, choćby rodzinnego, nie zdążyli tu jeszcze odwiedzić. Jeśli mogę- ojczyzna bardziej z przykładami konowalstwa mi się kojarzy. 90% moich wizyt u lekarzy ginekologów w Polsce mogę przyjąć za przykłady braku profesjonalizmu w kontakcie lekarz-pacjent. To w Polsce dosłownie opluwa się wypracowane do tej pory standardy opieki okołoporodowej. Bariera językowa? Bez problemu dogadasz się używając angielskiego. Jeśli więc według testu jesteś w ciąży i szukasz kontaktu z wykwalifikowaną osobą, która ciążę potwierdzi. wpisz w przeglądarkę verloskundige bądź centrum voor verloskunde oraz nazwę miejscowości, w której mieszkasz.
Powodzenia! :)
Powodzenia! :)