Poród domowy to nie byle rzecz. Doczekał się nawet, zupełnie jak mokradła, swojego miejsca w międzynarowodym kalendarzu. Jeśli istnieje gdzieś na świecie miejsce, gdzie szósty czerwca- Dzień Porodów Domowych- powinien być w szczególny sposób celebrowany, to jest nim Holandia. Oprócz wiatraków, tulipanów i legalnej marichuany, z czym każdy Holandię kojarzy, istnieje tutaj wyjątkowy system położniczy, który daje kobiecie możliwość wyboru w kwestii miejsca porodu. Choć popularność porodów domowych systematycznie spada, spore grono przyszłych mamuś tradycyjnie wciąż z tego przywileju korzysta. Według ostatnich badań na poród domowy decyduje się nieco ponad 15% tutejszych kobiet.
Statystyczny brak ryzyka
Być może słowo tradycja jest w tym przypadku słowem kluczowym, bo co innego jeśli nie ona zatrzymuje bogate Holenderki w domu, podczas gdy w szpitalu czeka na nie odpicowana prywatna sala oraz ta sama położna i jej asystentka? Zupełnie inaczej niż w Polsce, w Holandii poród domowy jest jedynym rozwiązaniem, za które nie płacisz. Należy zaznaczyć, że na poród domowy pozwala się jedynie kobietom z grupy niskiego ryzyka, których ciąże do ostatniego momentu przebiegają wzorowo. Jeśli decydujesz się na poród w domu, Twój ubezpieczyciel zapewnia Ci wyprawkę do porodu- kraampakket- (przydany również w w całym okresie okołoporodowym). Co w przypadku komplikacji? Położna zobowiązana jest do wezwania ambulansu. Zasłyszałam gdzieś, że holenderskie położne starają się minimalizować potrzebę stosowania środków przeciwbólowych przez udzielanie szczerych informacji na temat szczegółów porodu oraz ogromne wsparcie podczas samego wydarzenia. Być może ich działania są całkiem owocne, nie zmienia to faktu, że najczęstszą przyczyną przekazania rodzącej do szpitala jest jej nieodparta chęć zażycia środka przeciwbólowego (17 proc.). Ze względu na odgórne zalecenia, nawet gaz rozweselający nie może służyć jako środek uśmierzający ból porodowy. Rodząca kobieta transportowana jest do szpitala, jeśli postęp w pierwszej fazie porodu nie jest zadowalający- to 13% przypadków; lub jeśli postęp nie jest zadowalający w fazie drugiej- to 8 procent wszytskich przypadków wśród kobiet rodzących w domu. Obszerne badania na temat bezpieczeństwa porodu w domu w stosunku do porodu w szpitalu, które objęły blisko 530 tys. holenderskich kobiet pokazały, że ryzyko powikłań w przypadku porodu domowego nie jest większe.
Gdzie zamierzasz rodzić?
Kiedy pierwszy raz usłyszałam pytanie "Gdzie zamierzasz rodzić?", byłam nieco zbita z tropu. Jak to gdzie? Normalą rzeczą dla kobiety urodzonej i wychowanej w Polsce w latach '80 ubiegłego wieku jest poród w szpitalu. Nie mówię, że zupełnie nie rozważałam zmiany decyzji na rzecz porodu domowego. Zachęcały mnie do tego pełne pozytywów historie o porodach domowych, opowiadane przez osoby, które znam. Postawiłam jednak na szpital. Chyba podpowiada mi tak zdrowy rozsądek. Albo intuicja. Albo zupełnie nie jaram się perspektywą porodu we własnym łóżku- otoczonym białym dywanem aż po same ściany. Chciałam rodzić w basenie/wannie, ale mój szpital, póki co, takich rarytasów nie serwuje. Nie wybrałam też porodu w domu, chociaż jestem szczęśliwą posiadaczką ubezpieczenia podstawowego, bez wskazania medycznego do porodu w szpitalu, więc dodatkowo wybulę za niego z własnej kieszeni. Nie o hajs tu chodzi. Przygotowuję się do urodzenia pierwszego dziecka i nie wiem z czym to się je. Kiedy przyjdzie do rodzenia, chcę mieć jednak w miarę spokojną głowę i pewność, że nie będą mnie wozić ambulansem po mieście po kilku godzinach wicia się z bólu. Bo jednak boli za mocno. Chociaż może to już najmniej znacząca kwestia… Wiem, że jeśli chodzi o mój pierwszy poród, o przychodzenie na świat mojego dziecka, żadnym ryzykanctwem się nie popiszę. Nikt mi nie wmówi, że poród to tyle, co zrobienie kupy, z tym, że większej niż zwyczajowo. Punto.
Pozdrowienia dla wszystkich mam rodzących w domach! Wierzę, że powicie dziecka we własnej alkowie, to bajka inna niż mokradła (choć sucho pewnie nie jest).
Pozdrowienia dla wszystkich mam rodzących w domach! Wierzę, że powicie dziecka we własnej alkowie, to bajka inna niż mokradła (choć sucho pewnie nie jest).