Okej, z powodzeniem zastępuję czarę filiżanką czy kubkiem. Wybór skromniejszego naczynia nie umniejsza jednak w żaden sposób małej czarnej, którą wlewam w siebie co dzień z rana. Dlatego stając w obliczu wyboru między wspólnym leniwym porankiem z kawą, a spacerem po parku na początek dnia, bez dłuższego namysłu biorę kawę. A spacer niech wydarzy się później. Szczególnie w dziewiątym miesiącu ciąży.
Pytanie czy powinnam pić kawę w ciąży zostawiłam gdzieś po drodze, jak sądzę po kolejnym badaniu krwi z wynikiem pozytywnym. Siedzi teraz w jednym worze z tak istotnymi kwestiami jak „czy powinnam ścinać, bądź farbować włosy w ciąży” lub „czy golić nogi w ciąży”. Piję kawę w ciąży z czystym sumieniem, w dalszym ciągu mając się dobrze. Nie muszę leżeć całymi dniami, czekając aż opuści mnie kofeina, bo nią tak naprawdę idzie. Owszem, są specyfiki, z których na czas ciąży zrezygnować należy- bezwarunkowo, to pewne nawet dla mnie. Kawa w moim uznaniu do nich nie należy. O ile jej miarą nie są wiadra o końskiej mocy.
Nie opowiem się po stronie zagorzałych zwolenników kawy. Stanęłabym raczej po drugiej stronie sporu. Wierzę też, że aromatyczna, dobrej jakości kawa, nie musi być z konieczności trutką dla mojego organizmu, w tym organizmu rozwijającego się we mnie dziecka. Lepsze to niż kawopodobne, przecukrzone siurki z automatu na przerwie w pracy czy rozpuszczalne zastępniki, specjalne kawy dla przyszłych mam, oceany zdrowia jeśli odnieść się do opisów producentów. Niestety nie udało mi się w nie wkręcić.
Piję kawę w ciąży i nie uznaję tego za zuchwałość, choć pewnie jest w tym ziarno przekory, która mam nadzieję nigdy we mnie nie ustanie. Piję, choć smak kawy mnie nie powala i nie nazywam jej moją ciążową zachcianką. Wątpię nawet czy bez mleka przeszłaby mi przez gardło. Lubię mieć kawę pod ręką wraz z początkiem dnia, gdy budzi się moje myślenie (:x haha). Może robię to (piję kawę) dla chwili... Może z czystego sentymentu dla tej małej, której zapach za każdym razem przywołuje te beztroskie momenty z przeszłości, kiedy nie myślałam tak wiele o tym co jest dobre, a co złe, a samo picie kawy nie podchodziło pod dylemat moralny. Połakomię się tutaj na szczerość, która mam nadzieję, żadnej nie zniesmaczy. Najczęściej traktuję kawę wprost instrumentalnie- jako poranny „odkupiacz”, wybawicielkę od zbędnego balastu. Dopiero wtedy dzień nabiera smaku.
Miłego!
Miłego!