Choinka- bez niej Święta Bożego Narodzenia- nie siląc się na żadne wyszukane porównania- były jak wiosna bez kwitnących drzew. Choinka jak nic innego potrafi stowrzyć iście świąteczny klimat i, jak żaden inny świąteczny atrybut, tworzy wokół siebie cały bukiet kontrowersji. Kontrowersji, które sprowadzić można do jednej, zasadniczej kwestii: CHOINKA PRAWDZIWA CZY SZTUCZNA?
Spór (choinka) sztuczna vs. prawdziwa jest poniekąd tym samym, co zgrzyt między tradycją, a współczesnością- czy to w myśleniu, czy w smaku, czy gdziekolwiek indziej. Według tradycjonalisty Święta bez prawdziwej (inaczej żywej) i wypełnijącej swym zapachem dom, choinki, przy której każda inna będzie sztuczną, to nie te same Święta. Nawet jeśli taki połowę życia kolędował przy sztucznej właśnie. Dla tych, którym umysły pokalało bardziej współczesne myślenie, choinka nie musi być, i czasem lepiej kiedy nie jest, żywym drzewkiem wyciętym specjalnie na potrzeby Świąt. Ci drudzy to zazwyczaj kreatywni miłośnicy DIY albo zyczajnie fani Pinterest; esteci, którym bliższy jest skandynawski minimalizm, aniżeli amarykański kicz w wersji hard, oraz amatorzy eko, wręcz chełpiący się tym, że do szczęścia wystarcza im sztuczne drzewko.
Jeśli miałabym odwoływać się do tradycji, to tradycyjnie spędzałabym kolejne Święta przy choince made of PVC. Plastik i inne nieczystości. Dziecku to nie wadzi, nawet takiemu wychowanemu pod lasem. Dla dziecka choinka to choinka, czeka na nią cały rok, w końcu prezenty znajdą się pod każdą. W miarę rozwoju osobistego wyrabiają się gusta i guściki i ubieranie choinki u Babci- tych samych od zawsze, plastikowych, chudych badyli w kolorze zgnita zieleń, ostatecznie przestaje jarać. Ludzie, którzy mają w domach prawdziwe choinki są lepsi- takim oto wołaniem o prawdziwą choinkę przywitałam dorosłość. Choć w kwestii plastiku jakby nic się nie zmieniło- wzdrygam się na niego po dziś dzień, to żywa choinka, nie jest już tą, na którą patrzę wyłacznie przez różowe okulary. Ujaśniając- plastikowe „drzewko” w naszym domu nigdy nie postanie. Taki mamy klimat. Już czuję zapaszek rodem z chińskiego bazaru, którego nie zabiją najmocniejsze świece o zapachu sosny i stado kadzideł. Strach dotknąć. Ale też nie spojrzę na tradycyjną, prawdziwą choinkę z tym samym uwielbieniem co kiedyś, nawet jeśli przyjmę za swoje mniemanie, że choinka- drzewko, wyrąbane specjalnie dla mnie i kupione przeze mnie na farmie jest niczym halołinowa dynia, po prostu plonem; czy nawet jeśli zignoruję fakt, ze po kilku (maksymalnie) tygodniach obcowania z prawdziwą choinką to drzewo, pójdzie się paść -jak 2 miliony innych byłych choinek w tym samym czasie. W Holandii tylko.
Powie to prawdopodobnie 99% rodziców. „Spoczywa na mnie kawałek odpowiedzialności za to, żeby własne dziecko wprowadzić w magiczny czas Świąt Bożego Narodzenia, najbardziej wyjatkowy czas w roku”. To także i przede wszystkim niebywała przyjemność uczyć dziecko świętowania i tradycji, nawet jeśli z początku opiera się to na ciagłym „nie wolno (plis)”. Święta z dzieckiem u boku to dla mnie nowa jakość świętowania, dodatkowy wór radochy i innych wzruszeń. To jakby wyższa szkoła żonglerki, ale choinka... choinka musi być. Bez dwu zdań. Skoro nie plastikowa, to... żywa. Tak, tego roku mamy prawdziwą choinkę, kupioną spontanicznie na jednym ze świątecznych jarmarków. Nie jest to jednak standardowa choinka king sajz, zajmująca połowę salonu i dręcząca dziecko błyszczącymi cackami. Nasza choinka ledwo odrosła od ziemi, nie pomieści wielu ozdób, a o światełkach raczej nie ma mowy. Dosłownie zachwyciła mnie rozmiarem. Jako, że na co dzień wyznajemy zasadę „no waste”, powzięłliśmy dumny plan utrzymania jej przy życiu przynajmniej do kolejnych Świąt, albo i dłużej (pozwalając jej rosnąć oczywiście i to bez pestycydów). Tak tak, jesteśmy „amatorami eco”. Mała choinka ma też inne plusy. Mam pewność, że nie spadnie na B. sto razy, a jeśli zgubi jakieś igły, to do doniczki, w której stoi- i B. nie będzie ich jadł z podłogi. To po prostu nie jest czas na bujną, wielką choinę. Tym bardziej, że Święta Bożego Narodzenia są za każdym razem świetnym momentem, by upuścić z siebie nieco kreatywności. Jeśli nie spotkałabym na swojej drodze tej „Małej”, to pewnie kolejny raz kojelny pojawiłaby się u nas choinka DIY (tutaj zobaczysz naszą zeszłoroczną DIY choinkę). Tymczasem moje DIY moce mogę przeznaczyć na inne tematy😉
Tradycjonalista otwiera usta i zabija mnie śmiechem. Tradycjonalista może mi naskoczyć, gdyż: "wolnoć Tomku w swoim domku". Tradycjonalizm w skrajnej postaci, w ogóle nie uznający odchyłów od normy, nie jest dla wszystkich, bo i dla wszystkich być nie musi. Choinka to nie kolor oczu, że się go ma po mamie, tacie czy po wujku i całe życie ten sam. Każda forma świątecznego drzewka w domu to ukłon w stronę tradycji, dlatego nie robi mi, czy to choinka z patyków zniesionych z lasu, udekorowany kwiatek doniczkowy, porcelanowa figurka czy wisząca choinka na płótnie. Plastikową choinkę można użytkowac dwie dekady- co po zaznajomieniu się ze wszystkimi za i przeciw na temat choinek sztucznych i prawdziwych, wydaje się rozwiązaniem całkiem pro eko. Żywą zaś, oddać do recyklingu (jeśli się samamu nie ma pomysłu na jej recykling)- gdzieniegdzie jest to możliwe. Poza tym zważać na to, co się na nich wiesza. Nie spierajmy się o choinkę. I niech tak będzie, że ile domów tyle tradycji, i stąd te choinki i te Święta takie wyjątkowe.