Mówią, że w miłości trzeba mieć szczęście. Jedni mają go więcej, drudzy mniej, a jeszcze inni zupełnie gdzie indziej. Ja zaś powiem, że w miłości- począwszy od miłości własnej, podstawowej miłości do samego siebie, a na miłości do bliźnich kończąc, nie ma cudów. Zwyczajnie, nie ma w miłości "gratisów" i innych " za darmo" (nie na dłuższą metę). Nie ma zlituj. Miłość tania w utrzymaniu nie jest, a nieraz i utyrać się dla niej trzeba.
Co myślisz widząc parę zakochanych ludzi vel. parę świetnie dobranych ludzi, o których mawia się "taka miłość zdarza się raz na milion"? Wyłączając hipotezę o wstępnej fazie związku, która, swoją drogą, mogłaby wiele tłumaczyć, zwykliśmy chodzić na skróty. Skróty myślowe, bo tych mowa, zazwyczaj prowadzą do nieporozumień. "Fajni ludzie, mają dobre flow, maahhh, ta chemia między nimi... To znaczy co? Ano to, że łatwo w tym wszystkim zignorować rzecz wprost niebagatelną. Umiejętności interpersonalne. To one w dużym stopniu fundują szczęśliwe związki, do których tak nam tęskno, i o które modlimy się przed pójściem spać od czasu obejrzenia pierwszego filmu Disney'a. Po drugie, bardzo liczy się w kwestii szczęśliwego związku ogólne nastawnie- przyjęty, wyuczony- i tym samym ulegający zmianie- sposób myślenia. Ten ostatni pomaga właściwie zrozumieć, dlaczego pewni ludzie nie wykorzystują swoich umiejętności społecznych, albo nie uczą się tych, które niezbędne są do tego, by wieść harmonijny żywot społeczniaka. To dzięki takiemu, a nie innemu sposobowi myślenia, pewni ludzie bez ceregieli ładują się w kolejne, nowe związki, bez względu na to, że im one bardziej szkodzą, aniżeli służą. Nastawienie determinuje czy Twój związek z czasem przypomni pole bitwy, albo czy zbudujesz długi i satysfakcjonujący związek, jeden z tych co zdarzają się raz na milion.
Możesz więc wierzyć w sztywny, czarno-biały, pozbawiony cieni świat, w którym wszystko jest dobre albo złe, w którym ludzie się nie zmieniają, są sobie przeznaczeni bądź nie. Z drugiej strony możesz przyjąć, co wydaje się być dla pierwszego całkiem obiecującą alternatywą, że wszystko, co ziemskie, w tym każdy element trójkącika- Ty, Twój partner, i sam związek, to nie stała, a zmienna z szansą na rozwój. Może rzeczywiście to Disney sprawił, że takie, a nie inne są nasze oczekiwania wobec facetów, że najlepiej to nieustraszony, szarmancki rycerz na białym koniu... Wspólna jazda na tle zachodzącego słońca... I żyli długo i szczęśliwie... Przeznaczenie. Ciągła, perfekcyjna, dożywotnia harmonia bez grama wysiłku. Nie zmienia to faktu, że trochę niezdrowo siedzieć w tamtym dziecinnym światku, mając trzydziestkę na karku. Istnieje przecież cała masa innych sposób na zatrzymanie młodości. Nie jesteś Śpiącą Królewną, Kopciuszkiem, czy bohaterką innej bajki, w której pocałunek ukochanego działa cuda, więc próżno Ci czekać magicznych rozwiązań dla problemów w Twoim związku. Może to bolesne, ale na rzyganie tęczą też trzeba sobie zapracować. Na wspomnianą harmonię, na dopasowanie w związku tak samo. Tak zawni eksperci od związków zgodnie twierdzą jedno: nie ma dla związku bardziej destrukcyjnego przekonania, niż to, że jeśli musimy nad związkiem pracować, to musi istnieć jakaś podkopująca go od wewnątrz nieznana siła, tj. że to pewnie nie to, że zwyczajnie nie jesteśmy sobie przeznaczeni. John Gottman, znany ze swoich prac nad analizą związków mówi, że każdy związek wymaga pewnego wysiłku, który utrzyma go na właściwej drodze; istnieje bowiem ciągłe napięcie między siłami, które trzymają ludzi razem, a tymi, które mogą ich podzielić. Hmm... Znajome?
Nie ma sensu udawać, że istnieją idealne związki, nawet jeśli na oko zajebistość leje się z nich strumieniem. Nie ma sensu patrzeć na Mariolę i Romka i wzdychać, zazdrościć, bo Ci to trafili, Ci to mają dobrze. Koniec końców każdy związek rządzi się tymi samymi prawami, gdyż każdy jest starciem dwojga indywiduów i wszyscy, prędzej czy później, przechodzimy przez to samo. Do udanego związku nie ma drogi na skróty, choć już dziś wiadomo, że sukces bliższy jest tym, co wiedzą, że dobry, długotrwały związek, nie przychodzi bez wysiłku i pracy nad tym, co różni dwoje ludzi. Udany związek to może w pięciu procentach łut szczęścia, reszta to codzienne starania na jego rzecz. Wielu wierzy tymczasem w magiczną, naiwnie romantyczną miłość, wyczytaną z bajek, która zamiana życie w sielankę. Well...Nie ma pewnie nic złego w potrzebie traktowania własnego związku jako wyjątkowego, nie tracącego przypadkiem zdarzenia. Też tak mam. Czym innym jednak jest twierdzić, że facet życia, to taki, który czyta w moich myślach, bezbłędnie odczytuje moje emocje, uczucia i potrzeby i vice versa. Czytanie w myślach gdyby tylko było człowiekowi dostępne, zrobiłoby niejeden związek, póki co jako zastępstwo komunikacji werbalnej przynosi całkiem odwrotny skutek.
Jeśli kiedykolwiek pomyślałaś o swoim obecnym facecie, że to TEN- ten, który sprawił, że w rytmie nut Rihanny zaczęłaś zadawać sobie pytanie Where have you been all my life; ten, o którego tuż po pierwszym spotkaniu modliłaś się we wszystkich napotkanych kościołach świata; ten, który ma najfajniejszy uśmiech wśród facetów ever, i z którym fajnie byłoby mieć kiedyś dzieci, itp. to prawdopodobnie nie myliłaś się. Intuicji nie oszukasz. Kolejna dobra wiadomość- przy odpowiednich staraniach te myśli nigdy nie ulegną przedawnieniu. Przy czym Twój facet nigdy nie musi myśleć toćka w toćkę jak Ty i dzielić z Tobą każde Twoje przekonanie. Głupotą jest mniemać że tak być musi i zakładać, że tak jest. Do tanga trzeba dwojga. Żeby wypracować umiejętność kompromisu, by dojść do właściwej komunikacji, rozwiązania najbardziej problematycznych dla związku kwestii trzeba i czasu i nie lada wysiłku. Wystarczy chcieć. Wystarczy nie bać się mówić, wystarczy przestać się wstydzić, że ten nasz związek to żadne "i żyli długo i szczęśliwie". Wystarczy przyjąć, że zaraz obok istnieje "i żyli zgrani długo i szczęśliwie". Amen.
Kiedyś nie lubiłam Walentynek. Powtarzałam za tłumem hasła o kiczu i komersze, i o tym, że miłość winna być okazywana na co dzień. Kiedyś nie miałam zielonego pojęcia dlaczego miałabym Watentyki w jakiś szczególny sposób czcić, a i moje dawne "miłości" nie pozwalały mi choćby zbliżyć się odpowiedzi na to pytanie. Może fajnie "mieć kogoś" szczególnie w Walentynki, ale to jeszcze nie wszystko. Tylko związek z właściwą osobą sprawi, że mimo trudów, Twoje pojęcie o związku, partnerstwie, i samej miłości zmieni się na lepsze. Walentynki przestały być dla mnie głupim świętem głupio zakochanych, kupujących głupie różowe prezenty. To Dzień Wszystkich tych, którzy z wiatrem czy bez pchają swoje związki do przodu. Co dzień mocniejsze, co dzień doskonalsze, pełniejsze w miłość.
:*
N.
N.