Zdjęcie w kwiatach, o poranku. Weszłam w nie tylko po zdjęcie. Nie obchodzi mnie co o tym myślisz.
Niniejszy wpis ufundowany został przez kilka rozmów i sytuacji w ostatnim czasie. Nie powtórzę ich tutaj. Dość powiedzieć, że od stwierdzenia "ludzie martwią się co powiedzą inni" zabrały mnie do pytania, dlaczego ludzie przejmują się opinią innych? Rozkmina nad tym ostatnim skończyła się na częściowym zaprzeczeniu tezie wyjściowej.
Krytyka, która nie ma prawa boleć
Krytykujemy na potęgę. Ośmielę się stwierdzić, że to nasza polska specyfika. Martwimy się opinią innych. Martwimy się i mówimy o tym otwarcie. Podobno mamy to w genach (to już jako gatunek, a nie nacja). O ewolucjo!! Czy akceptacja stada, jest obecnie tak samo ważna, jak wtedy, gdy mieszkaliśmy w jaskiniach? Pewnie nie, ale swoje robi. Samo "martwią się" to może za dużo powiedziane. Zarezerwowane dla nastolatków i maniaków uzależniających swoje dobre samopoczucie od pozytywnych ocen płynących ze świata. Dorosły człowiek w obecnych czasach nie powinien "martwić się" tym, jak na jego poczynania zareagują inni. Powinien raczej lubować się w życiu swoim życiem, ewentualnie mieć wzgląd na to, co ludzie gadają. Czasem przecież jest to rodzic, siostra, brat, przyjaciółka- osoba, która źle Ci nie chce. Doprawdy szkoda pewne opinie ignorować, nawet jeśli to wciąż tylko opinie i najgorsze drogi poznania prawdy. Ile to razy rozsądny głos z boku rzucił Twoim błądzącym myślom nieco światła? Ile razy usłyszałaś "a nie mówiłam?". Warto czasem przymknąć oko na własną zajebistość. Warto słuchać. Zawsze warto.
krytyka w czasach trolli i hejterów
Jeśli więc już ludzie gadają, to nie boimy się samego ich gadania i wszystkiego, co powiedzą. Obawiamy się wypowiadanych ocen, krytyki oraz skali jaką mogą przybrać. Podobno żyjemy w dobie zaniku krytycznego myślenia, tymczasem ślepe, i co lepsze, anonimowe krytykowanie innych nigdy nie miało się tak wspaniale. Nadeszły czasy trolli i hejterów. Tych, co nieustannie roszczą sobie prawo do wjeżdżania z kąśliwymi opiniami w cudze życie- czerpiących z tego radość, a w skarajnych przypadkach sens całego bytowania. Internet spadł im jak manna z nieba, mogą wypisywać z anonima co tylko na palce wjedzie, totalnie bez skrupułów opluwać jadem tych, co mają odwagę pożyć. Dostać może się każdemu i za wszystko. Jak miło jechać po tych, co „mają lepiej” albo właśnie nad tym pracują. (Tak, pracują). Jakby to „lepiej” dosłownie brało się znikąd. Najlepiej nie wystawaj z tłumu, nie szpanuj, nie chwal się, nie ciesz się głośno, losu nie kuś. No i trolli oczywiście. Przecież, gdzieś na świecie są ludzie, którym na każde Twoje małe „hurra” żal zadek ściska.
Krytyka a kobiety
Idący na wojnę ze społeczymi konwenansami też lekko nie mają. Żyjesz bez ślubu albo bierzesz go dla hajsu, włosów nie farbujesz, dziecka nie chrzcisz, nie szczepisz, rozwodzisz się, a przy okazji jesteś kobietą? Trzymaj się... Swoją drogą kobiety krytykowane są najczęściej. Przez kogo? Przez inne kobiety. Nie ma to jak nasrać do swojego gniazda. A la Wersal. Specjalną społeczność krytykowanych i krytykujących stanowią internetowe matki. Te ostatnie błędnie przekonane o światłości swojej krytyki, nie kryją nawet tożsamości. Kobiety nie dość, że częsciej krytykowane, to jeszcze gorzej wszelką krytykę znoszą, i to zupełnie niezależnie od pozycji i ogólnej samooceny. Mówi o tym między innymi dr Carol S. Dweck. Według niej, my kobiety za bardzo ufamy cudzym opiniom i ulegamy ich wpływom. Tyczy się to także zdolnych i wysoko postawionych kobiet. Nawet kobiety uczące się na najlepszych uczelniach świata twierdzą, że cudze opinie, jak nic innego, służą poznawaniu własnych możliwości. Nawet kobiety, które osiągnęły wielki sukces, są wyczulone na słowa i wciąż łatwo im kwestionować własne umiejętności i talenty. Nie bez znaczenia w tej kwestii są silnie zakorzenione w mentalności społecznej i krzywdzące kobiety stereoptypy, tak samo jak kształtowany od dzieciństwa sposób myślenia. Już jako dziewczynki uczymy się ufać ocenom innym.
Krytyka a dziecko
Krytyka - zwłaszcza naciągana- potrafi uprzykrzyć człowiekowi życie, a dziecku nawet życie zrobić. Do niedawna powszechnie przyjętym sposobem na wychowanie chłopca, było nieustanne ruganie i karanie. Jeszcze dekadę temu chłopcy w wieku wczesnoszkolnym byli ośmiokrotnie częściej krytykowani, niż dziewczynki. Wzajemne wyzywanie od debilów i podobnych za najmniejsze wpadki wśród chłopców stale jest normą. Dziecko to nie dorosły, który konstruktywną krytykę potrafi wziąć na klatę i odpowiednio przepracować. Na dziecko krytyka i ciągłe sprowadzanie do parteru nigdy nie wpłyną pozytywnie. Zwłaszcza jeśli w roli krytyka występuje rodzic. Dobrze będzie w tym miejscu odzielić rodzicielską burę od wyrażania niezadowolenia z codziennych osiągów dziecka- łagodną krytykę jego złego zachowania od karania i marudzenia, kiedy to daje z siebie ile tylko może.
Krytyka patologiczna
Anonimowa krytyka w necie nie żyje swoim życiem. Żyje niespełnionym życiem krytykujących i udanym życiem krytykowanych. Ma się, jak się ma, bo przecież fajnie być samozwańczym influencerem i nie brać za własne słowa krzty odpowiedzialności. Trolling i hejt to dwie patologiczne formy krytyki. To nie są normalne sposóby wyrażania własnego zdania przez zdrową osobę. To za każdym zakamuflowana manipulacja wykraczająca daleko poza ramy kultury krytykowania. I kultury w ogóle.
Krytycznie poprawni
Na co dzień przesiąkamy niezdrową krytyką, która rzeczywiście jest krytyki zaprzeczeniem. Nie pomaga, a szkodzi, nie buduje a dzieli. Jednym słowem ssie. Krytyka w wersji pejoratywnej i jej nadużywanie w sieci kładzie się cieniem na relacjach społecznych, nawet tych realnych i bezpośrednich. Prowadzi do czegoś, co nazwać kryzysem szczerości. Z jednej strony boimy się żyć według własnych przekonań, akceptując reguły wypracowane przez stado, z drugiej strony niechętnie zabieramy głos w sprawach ważnych, często oddając głos hejterom. O autentyczności mało kto dziś słyszał i usłyszeć chciałby. Wolę być fajny. Nie krytykuję i nie chcę być krytykowany. Założę fałszywe konto na jednym z portali i wtedy napiszę co myślę o tym czy o tamtym. Co myślę o Tobie i o tym jak żyjesz, opowiem Marioli. A ulżę sobie. Tobie nie powiem. Nawet jeśli mnie zapytasz. Wiesz, dla dobra naszej relacji. Oficjalnie zdania nie mam. Szczypta hipokryzji jeszczenikomu nie zaszkodziła, ne?
Krytykuję więc jestem
W ten sposób „A nie mówiłam” przegrywa z „wiedziałam, że tak będzie (ale nie chciałam nic mówić)". Czy naprawdę boimy się, co powiedzą inni? I czy powinniśmy się tego bać? Dziś bardziej niż krytyki obawiajmy się braku rekacji i tego, czego nigdy nie usłyszymy- choć pomyślane zostało. Czasem przez zlekceważenie, czasem z braku odwagi czy chęci uczestnictwa w tym, co zbyt piękne, bądź zbyt dołujące, by się w to mieszać. Niekiedy w obawie o swój obraz w oczach tych, a nie tamtych. Tymczasem, niewypowiedziane słowa też potrafią zatruć życie, może nawet bardziej, niż te żywe. Nie nie każda krytyka jest „ba”, nie wszyscy mówią po to, by psuć ten świat w najlepsze. Odczarujmy krytykę. Doceniajmy każde słowo, które nie jest wylewaniem żółci czy podlizywaniem. Szanujmy ludzi, którzy artykułuja własne myśli tak, jak się one mają- nie krzywdząc przy tym nikogo i pchając świat do przodu. Niech liczą się dziś Ci, dla których bycie lepszym w oczach innych to bycie prawdziwym. Krytykujmy nasz dzieci z klasą i uczmy je tego samego. Nie bójmy się błądzić, żyć po swojemu i mówić wprost, co myślimy, zwłaszcza jeśli ma to swoje uzasadnienie. To nie zuchwałość, a wolność. Źródło wszytskiego najlepszego, co przydarza się człowiekowi.