Nowy rok przed nami. Niezapisane tablice 365 dni, nowe szanse, postanowienia, cele. Wszystko bardzo umownie i symbolicznie. Czym tu się tak jarać? Tak mniej więcej, w skrócie, brzmiało moje pytanie do M. w drodze na sylwestrową domówkę. PMS czy może niedopełnione zeszłoroczne postanowienia...
czy noworoczne postanowienia mają sens?
Pamiętam swoje postanowienia noworoczne sprzed roku. Dość wyraźnie. Pamietam, bo dodatkowo część z nich ośmieliłam się wypowiedzieć na głos. Pomogły mi w tym dwie lampki wina, i pewność, że inaczej być nie może. Pamiętam, bo są ze mną do dziś. Nie postanowiłam wtedy nic, co z gruntu byłoby nieosiągalne- w końcu wierzę w to, że nie ma rzeczy niemożliwych, ale też (o ile mnie pamięć nie zawodzi) nie postanowiłam wiele. Zajmowała mnie wtedy ta sama kwestia, która trapi wielu przy okazji nowego roku. Czy noworoczne postanowienia mają sens? Odpowiadam: większy niż zadawanie sobie tego pytania zanim się cokolwiek zrobiło, albo chociaż robić zaczęło. Lepiej nie wątpić w sens noworocznych postanowień tj. lepiej zdusić czekające w zarodku nowego roku własne, leniwe ja. Postanowienia noworoczne mają prawdopodobnie większy sens niż jakiekolwiek inne postanowienia rozłożone w czasie. Dużo łatwiej bowiem planować życie wyobrażając sobie siebie za rok, dwanaście miesięcy, 52 tygodnie, czyli w perspektywie całkiem niedalekiej i pewnej, niż rozkładać sobie plany na dwie dekady do przodu. Z drugiej strony, rok to zdrowa przestrzeń, która nie wywołuje klaustrofobii czasowej i sprzyja płynnemu działaniu, u końca dając piękną panoramę tego, co zrobione i tego co nie. A że każdy zdrowy człowiek to istota stadna, łatwiej mu też planować, kiedy to samo, w tym samym czasie, robią miliony ludzi na całym świecie. Miniony rok, jak żaden inny wcześniej, utwierdził mnie w przekonaniu, że warto postanawiać. Nie porzuciłam swoich postanowień na przełomie kwietnia i maja i dzięki temu może, najważniejsze z nich zaczęłam realizować dopiero w drugiej połowie roku, drobną ich część realizując, rzutem na taśmę, w grudniu. Jasne, że się liczy!
Postanownień rewizja
Przez cały rok prowadziłam życie zgodnie z postanowieniami noworocznymi, a i tak u schyłku 2017 poczułam lekki niedosyt. Zawsze można lepiej, więcej, szybciej, dalej. Może byłam nie dość zawzięta, może trochę leniwa, może za dużo czasu przetrwoniłam na nic. Może... Wiem jedno, na pewno nie mogłam przeżyć całego życia w rok. Tamte plany to obraz mojej osoby sprzed roku- Natalki, która choć o życiu wiedziała sporo, to jednak trochę mniej niż dziś. Dopiero po roku widzę, że niektóre tamte postanowienia to projekty długofalowe. Cieszę się, że zgodnie z planem zainicjowałam je w 2017. Cieszę się, bo i los, i ludzie byli mi przychylni. U początku 2018 cieszę się, że jest jak jest, że było jak było, wszak obiektywnie rzecz biorąc, tamten rok zaliczam do udanych. Cieszę się, że nie było gorzej, mniej i wolniej. Może najzwyczajniej w świecie lepiej się nie dało, może trzeba było popełnić kilka nowych błędów. Błędow, które dołowały, ale w końcu dały kopa do przezwyciężania własnych słabości i dalszego działania. Może życie nie jest po to, żeby wszystko od razu i na raz robić najlepiej, bo się tak postanowiło. Może zmiana wymaga czasu, a postęp w drodze do celu, to kwestia tego, ile potrafisz wyciągnąć z własnej porażki.
postanowienie 2018
Postanowienia na ten rok? Mam jedno, acz konkretne. Postanowione podczas noworocznego, porannego spaceru. Mieć fan. Zwyczajnie cieszyć się życiem, tym kim dzisiaj jestem i tym co robię, bez uprzykrzającej mi życie samokrytyki. Doceniać ludzi wokół mnie i czas z nimi spędzany. Nie wyglądać tego, jak będzie wyglądać moje życie za rok. To nie żaden gap year. Nie porzucam na rzecz owego fanu wszystkiego, co już w trakcie. Oby było lepiej, więcej, dalej. Do przodu. Choćby po mule.