Poszłam z M. do kina. Naszego ulubionego kina. Artkina. Przez chwilę mogłam poczuć się dziecko... Jak dziecko, któremu dozuje się czas wychodnego. No więc, od- do, z zegarkiem i herbatką w ręce, B. sam się nie odbierze. Miało być "Wonderstruck", a skończyło się na "Wonder Wheel". Wzięli, co dawali, szajsu wszak nie grają.
Jakie myśli napadają ucieszonego chwilą człowieka, który tuż po tym jak gasną światła widzi na ekranie, białe na czarnym, "Woody Allen"? Przyznam sie, że dawno nie miałam takiego zagęszczenia myśli w trzydziestu sekundach. Woody Allen!!!!???? Fuakajjanabsbsbck. Znowu zrobił film!? Lubię go trochę jeszcze czy wychodzę? O niee, Allena można zobaczyć w Pathé, pewnie na Popcorntimie, Netflixie też. Boże, kto chodzi do kina na Allena? Boże, już to widziałam. Boże, już to widzę. Boże, gdybym wiedziała... No dobra, dajmy mu szansę. Ostatnią. Nawet jeśli to następny komedio-dramat w dobrze znanym stylu. Ok, jest Kate Winslet. Zostaję.
Wonder wheel (Na karuzeli życia) to według dystrybutora historia czterech postaci, których losy splatają się w słynnym parku rozrywki na Coney Island w latach 50. Splatają się, i owszem. Na splotach losów i wydarzeń zazwyczaj budowane są filmowe akcje- pod tym względem najnowyszy film Allena to żadna "Eureka!". Niby cztery, a jedna. Dla mnie Wonder wheel- cała ta karuzela- skupia się wokół jednej Ginnie (Kate Winslet). Spodziewałam się tego tuż przed seansem i z takim odczuciem oglądałam ostatnie sceny filmu. Wiadomo, odczucia odczuciami, mogą się klarować, dlatego warto swoje odczekać, i sprawdzić, co się o tym samym myśli nieco później. Otóż trzy tygodnie później jest, jak było. Z jeszcze większą pewnością. Kate Winslet to nie jest z pewnością aktorką jednej roli, za to Wonder wheel filmem jednej roli już jest. Justin Timberlake jakim aktorem by nie był, jakiego kunsztu by filmowi nie zadawał, na zawsze pozostanie dla mnie byłym Britney i gostkiem z boysbandu, którego nazwę do dziś boje się wymawiać. Sorry Justin. (No dobra lubiłam jego płytę z 2012.) Na dwójkę pozostałych (James Beluschi, Juno Temple) też miło się patrzy, a po czasie niewiele z tego pamięta. Pewnie tak miało być.
Lubię i cenię Allena zarówno za jego kreacje kobiece że starych filmów jak i z tych nowszych. Lubię też Kate Winslet w akcji, ale rola Ginnie nie wzbudza sympatii i jak żadna inna wcześniej zwyczajnie wieje banałem (niniejsza recenzja od momentu, gdy pojawia się to słowo też nim trąci). Allen po raz kolejny daje szansę kobietom, po raz kolejny postanawia pokazać jak wiele o kobietach wie, i w końcu, jak niewiele różni się to od stereotypowego samczego myślenia. W istocie jest to film całkiem antykobiecy, no ale po co się czepiać. Zastanawiam się tylko jaki procent kobiet spędził seans na wsobnym zaprzeczaniu temuż obrazowi kobiety, a jaki z hashtagiem "metoo" w bańce.
Ginnie, kiedyś podrzędna aktorka, jest kelnerka w jednym z barów przy Coney Island. Żyje w małżeństwie z rozsądku, "wychowując" wspólnie z mężem Humpty'm (James Belushi) syna piromana. Pewnego dnia w ich domu zjawia się szukająca schronienia przed mafią, córka Humpty'ego- Carolina (Juno Temple). Jak okaże się poźniej, odbije się to szerokim echem w życiu Ginnie. Ginnie i tak już łapie się na miano kobiety po przejsciach, dodatkowo tej w obliczu kryzysu wieku średniego, co skutkuje u niej rozchwianiem emocjonalnym incydentalnie graniczącym z furią. Zwyczajnie więc "nosi ją". A że, "trzyma się" Ginnie, nie każda wszak czterdziecha zwróci uwagę (młodszego) faceta, to otrzymujemy jakby idealny materiał na romans. Kolejny zresztą w życiu Ginnie.
Co sprawiło, że w danym momencie poznajemy taka, a nie inną Ginnie? B Ł Ę D Y M Ł O D O Ś C I ! Ginnie Allena to średnio utalentowana, kochliwa, (stąd też głupawa), a do tego niewierna dziewucha, która przez ślepe żądze "ściąga na siebie biedę". Następnego faceta "wrabia w dziecko", a że temu bycie ojcem jej dziecka się nie śniło, to wieje. Biedna Ginnie zostaje na lodzie. Kiedy spotyka na swojej drodze sponiewieranego przez życie wdowca Humpty' ego, dla dobra swojego i syna postanawia się z nim związać. "Logika typowej kobiety". Ginnie kiśnie w owym związku, olewa dziecko, co rusz wracając myślami do lat świetności, kiedy zwykła grać w teatrze. Nie zważając na dotychczasowe życiowe nauczki, nieszczęśliwa Ginnie, dla urozmaicenia żywota, wdaje się w kolejny romans. Totalnie zbałamucona nowym uczuciem i w końcu zaślepiona zawiścią, ostatecznie postępuje według zasady "kobieta kobiecie wilkiem". Forever. Inaczej być nie mogło. A do tego, nie ma w całym filmie ani jednej sceny, w której Ginnie myśli pozytywnie, w której cieszy się z tego co jest, docenia to, co ma. Zamiast tego wspomina, wątpi, zaniedbuje, krzyczy, wariuje, kłamie, zdradza. Jak by sama nie wiedziała co chce. Jakby kobiecie nikt jeszcze nie dogodził. Jakby jedyną siłą która rządzi kobietą była irracjonalność, stale pchająca ją ku dramatom. (Co zresztą da się wyczytać także z roli Juno Temple). Kate Winslet jest w swej roli świetna, ale Ginnie rzeczywiście męczy widza i sprawia, że tuż po wyjściu z kina chce mu się rzygać od nadmiaru negatywnych emocji. Masz Ci karuzela... Czy serio tak wygląda życie z kobietą? Czy może wbijanie kobietom szpilki z aferą molestowania seksualnego w Hollywood w tle.
Jest w Wonder wheel także coś, co wyniesie z niego matka. I jest to rzecz równie banalna, jak całość. Macierzyństwo to dość wyraźnie akcentowany wątek w życiu Ginnie, którym ta jednak niespecjalnie zdaje się zajmować. Może taki model macierzyństwa obowiązywał w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Może... A może Ginnie to zwyczajnie matka- frustratka, która w przeszłości nie dość dobrze zaopiekowała się samą sobą, by móc teraz opiekować się kimkolwiek innym, włączając w grono jej własnego syna. A wyłączając kochanka. Niespełnione kobieta- na przykładzie Gonnie- to nie spełniona matka i żona. B A N A Ł, ale zawsze warty przypomnienia.
Wonder Wheel ("na karuzeli życia") to dobitka dla ludzi styranych związkami; drobna wskazówka dla młodych mężczyzn i pocieszenie dla starych; przestroga dla doroślejących niewiast oraz policzek dla dojrzałych. Dla rozbrykanych nastolatków zaś niezrozumiały bełkot. Nie wiem, w której grupie jesteś i czy lubisz karuzele..