Podobno nie ważne jak i gdzie, ważne z kim. Zgadza się. Tyle, że wtedy randki w ciemno nie miałyby racji bytu, a przecież w ten sposób niejedna wielka miłość się zrodziła. Porzućmy więc to stare, utarte powiedzenie, bo akurat przy spotkaniach dwojga ludzi nastawionych na kochanie przede wszystkim liczy się miejscówa.
Wasze randez vous
Możecie spacerować po parku w towarzystwie ptasiego śpiewu, ku potwierdzeniu Twojej delikatnej, romantycznej natury i melomańskiego zacięcia. Pomysł trafiony zwłaszcza jeśli spędziłaś tam caluśkie lato pijąc piwo w towarzystwie grillowanej kiełbaski i przyjaciół lub prowadzisz tam codziennie swoje dziecko czy psa. Kino? Pomijając fakt, że to sam szczyt kreatywności, nie każdy jest wielbicielem science fiction, a tylko to warto dziś obejrzeć na dużym ekranie, znosząc jakoś unoszącą się dokoła woń popcornu. Poza tym zaciemniona sala po całym tygodniu pracy to dobre miejsce na odlot w krainę marzeń sennych a nie na randez vous. To może domowe zacisze? Może… nie! Jeśli ugrałaś trochę extra czasu by pobyć ze swoim facetem, wykorzystaj go mądrze. Wspólne zakupy?- były; siedzenie razem w kawiarni i pozowanie na filozofów?- było. A gdyby tak wzbić się ponad banały i uderzyć w niesztampowe spoty... To może muzeum tekstyliów?
dlaczego warto
Współczesna kobieta to człowiek z inicjatywą, toteż absolutnie nic nie stoi Ci na przeszkodzie do pełnej aranżacji spotkania. Określasz GDZIE i wiesz JAK masz wyglądać. Wybierając muzeum jako miejsce randkowania możesz się wypindrzyć- tj. założyć but z obcasem, przykryć twarz mejkapem- co niekoniecznie dobrze się nosi i wygląda na parkowych szlakach i jest raczej bez sensu w kinie, przy zgaszonym świetle. Siedzenie twarzą w twarz przy skromnym kawiarnianym stoliku bywa krępujące na pierwszym spotkaniu, szczególnie gdy odkrywasz, że siedzący przed Tobą klient przestał być obiektem Twojego zainteresowania. Problem znika w muzealnych wnętrzach, gdzie możecie przechadzać się między eksponatami, zerkać na siebie ukradkiem i wyłapywać swoje nieśmiałe jeszcze spojrzenia, a jeśli nie klika nie jest trudno zwiać niepostrzeżenie. Nie musisz na ciągu naprzemiennie słuchać i mielić jęzorem, choć tematu do nawijki w muzeum nie braknie nikomu; wbrew temu, co powszechnie się sądzi- nudy tam nie uświadczysz.
więcej niż historia
Musze się przyznać… było lepiej aniżeli myślałam spodziewając się paru szmat w ramkach na ścianach. Dowiedziałam się, że do czyszczenia wełny używa się moczu i uświadomiłam, że proces powstawania ciucha zaczyna się przed jego skrojeniem. Mój wniosek? Muzeum tekstyliów dla każdej zajaranej modą bądź dekoracją wnętrz pani czy panienki powinno być tym, czym jest Mekka dla muzułmanina. Ja do TextielMuseum wrócę na pewno, tym bardziej, że poza stałą ekspozycją ukazującą historię lokalnego przemysłu włókienniczego, odbywają się tam wystawy czasowe angażujące sztukę współczesną. Aktualnie do zobaczenia między innymi ponad 200 tkanin i modowych projektów inspirowanych kulturą lat 60’ i 70’; wśród nich odkryte niedawno prace Andy Warhola czy Paco Rabanne, koszule Vivienne Westwood oraz parę ciuszków z prywatnej garderoby Eltona Johna (sic!) zebrane pod szyldem Pop Art Fabrics & Fashion. Co jeszcze? Trochę niekonwencjonalnego holenderskiego dizajnu w wystawie Switch. Duch design on the move i prawdopodobnie największa chluba pracowni muzealnej- Co-Creation. In the TextielLab ukazująca jej towary eksportowe m.in. zasłonę zmieniającą energię słoneczną na prąd. Nie brzmi jak by koło nudy stało, prawda? Więc nie bój się muzeum. Satysfakcja obopólna gwarantowana.