Wchodzę dziś rano na Pudelka, który jest moim oknem na świat (na szczęście nie jedynym) od niemal dziesięciu lat i znów czytam o ustawie antyaborcyjnej. W dalszym ciągu trochę nie wierzę, że projekt ustawy o totalnym zakazie przerywania ciąży trafił do sejmu, a prace nad uchwaleniem tejże ustawy mają ruszyć już w najbliższą środę. Nie wiem co lepsze- trzymać kciuki by do tego nie doszło czy złożyć dłonie w modlitewnym geście. Poza tym, że mam wielką ochotę znaleźć się jutro w polskiej stolicy i protestować.
Najpierw była lekcja WOSu w gimnazjum. Dowiedziałam się w jej trakcie w jakich okolicznościach wykonanie aborcji mam swoje usprawiedliwienie. I choć byłam wtedy gówniarą, a kobietą raczej w zarodku pomyślałam coś w rodzaju „fajnie, tak powinno być. To normalne, nie?”. Następnie mój światopogląd uległ niemałemu skrzywieniu po tym jak w ramach lekcji religii obejrzałam dokument "Niemy krzyk". Śmierdzący mi propagandą do dziś, ale postanowiłam wtedy, że nigdy się na aborcję nie zdecyduję. I na koniec lekki dezorient, w związku z głośną sprawą Alicji Tysiąc. Parę lat minęło. Jeśli miałam jakieś wątpliwości w tej kwestii, to rozeszły się po drodze…
Pewnie nie byłam nigdy zwolenniczką przerywania ciąży, zwłaszcza tej o normalnym przebiegu, bez wskazań do aborcji, ale strażniczką wolnego i rozumnego (czyli świadomego) decydowania o sobie już tak. Każda próba odebrania osobie możliwości wyboru jest zamachem na jej wolność i godność. Tak więc nakazywanie kobietom noszenia i wydawania na świat dzieci z poważnymi wadami rozwojowymi; przy okazji fundowanie psychicznych katuszy i narażanie ich życia czy zdrowia jest przede wszystkim pogwałceniem prawa naturalnego, a następnie mającego w nim swe odbicie prawa stanowionego. Co więcej, jest przeciwstawieniem się powszechnemu publicznemu porządkowi, w ramach którego funkcjonuje cywilizowane społeczeństwo. Można to z powodzeniem nazwać barbarzyństwem XXI wieku i tym samym jest skazywanie nienarodzonych jeszcze na krótkie i pełne cierpienia życie, a i zdrowych dzieci na sieroctwo. Życie nienarodzone powinno być chronione o tyle, o ile wiadomo, że to, które ma urodzić kobieta, rzeczywiście będzie można nazwać ludzkim, a czy żyjątko z bezmózgą czaszką można mianować człowiekiem?
Mam nadzieję, że ciąganie po sądach kobiet, które poroniły, w celu sprawdzenia, czy doszło do tego umyślnie to jakiś żart albo niedorozumienie. Skutkowałoby to pewnie w wielu przypadkach tym, że zestresowane losami swoich ciąż przyszłe matki zamiast siadać na rower, cichaczem popalałyby fajeczki w kątku.
Może ktoś myśleć, że mogę mieć wywalone, bo realia polskie wcale nie muszą mnie dotyczyć. Ale dotyczą. Mam w Polsce całe grono bliskich mi lasek i nie chciałbym, by spotkała je ani jedna z przygód, które może im zapewnić domniemana ustawa antyaborcyjna. Poza tym bycie kobietą nie ma granic. Koleżanki Warszawianki jeśli jutro tam jesteście krzyknijcie za mnie za godnością kobiet!