Szczerze mówiąc, jeczcze parę miechów temu nic nie wskazywało na to, że dobijemy do momentu, kiedy mój zawsze wszystko jedzący i ogólnie bezproblemowy Benio zacznie grymasić przy jedzeniu (jakkolwiek grymas to dość łagodne określenie). Dziś kilka razy na dzień dreczą mnie pytania "dlaczego moje dziecko nie chce jeść", "jak karmić dziecko, żeby zjadło cały posiłek" czy "jak unieruchomić dziecko podczas jedzenia nie bedąc przy tym zbyt upierdliwym / nie doprowadzając go do płaczu". I niech mi B. i "wszyscy święci" wybaczą, ale nęcą mnie obrazy mojego dziecka zakutego w dyby podczas spożywnia pokarmu.
Każda matka chce żeby jej dziecko jadło wszystko i rosło zdrowe. Każda matka pragnie, aby jej dziecko mogło jeść wszystko. Szczegolnie kiedy już wie, że jednak nie wszystko dla niego. Jakiś czas zajęło mi zaakceptowanie faktu, że pewne produkty muszę z diety Benka wykluczyć. (Co nie oznacza, że do tego momentu "na chama" wciskałam mu to, co niedozwolone). Tymczasowe to czy na stałe- nie wiem. Oby... Od czasu "pamiętnego jajka" frajda przy podawaniu nowinek nieco we mnie przygasła. Mimo staram się jak mogę, żeby urozmaicić dietę mojego dziecka. I co? I nic. Ostatnio w ogóle nie jest kolorowo.
Próbowałam tolerować pozycję stojacą Benia podczas jedzenia, nawet jeśli stał w foteliku. Raz czy dwa. Może byłam fajna, ale głupia jednak. (A może powinnam była spędzić 2 stówy na STOKKE i komplet pasów, zamiast tachać używałkę z ulicy). Próbowałam chodzić za nim z jedzeniem i jeść z nim na spółę, wszak szama z matczynej michy cudownie smakuje lepiej. Były zabawy i zabawki podczas posiłków, rozmowy z kamerką, a w międzyczasie wyciagnie na wpół zmielonego jedzenia z buzi i rozrzucanie dookoła. Były próby samodzielnego jedzenia bez sztućców i z nimi, dzielenie kęsków na mikrokawałki, latające łyżeczki. Co jeszcze? Nie wiem. Bodajże wtedy spasowałam z kreatywnością.
Już słyszałam, że nie gotuje zbyt apetycznie. (Przynajmniej nie dla wszytskich). Biorę to na klatę. Ojciec B. też widocznie do asów komponowania posiłków nie należy. Już mi sugerowano, że skoro nie chce jeść, to pewnie głodny nie jest. Jakoś tego nie kupuje obserwując jego turbo aktywność między posiłkami. Już sobie mówiłam: zgłodnieje to przyjdzie. Przychodzi. Na trzy gryzy i nara. No chyba że jest to kanapka z guacamole, żurek - MÓJ ŻUR, albo super ekstra przetworzone żarcie w czekoladzie. Pozostaje mi wierzyć, że upodobanie dziecka do tego, co w ciąży jadła jego matka kiedyś mija.
Mówią tak- przejdzie mu, u dzieci takie i inne fazy to normalne. Spoko, ale zbliża się kolejna konsultacja i serio wolałabym zamiast sugestii o tym, że własne dziecko zaniedbuję usłyszeć "luzik matka, dajesz radę szafa gra, a komoda tańczy". Wolalabym, żeby każde wypowiedziane "aam" oznaczało zwykłą potrzebę spożycia pokarmu, a nie "chodź, pobawimy się w oddzielanie chleba od kanapki". Wolałabym, żeby "dobrze, że tę podłogę myję jutro", nie robiło za suchar codzienny. Wolałabym czasem zjeść obiad jak człowiek bezdzietny (i w sumie czasem sobie pozwolę), który zachowuje jedną pozycję podczas jedzenia i nie odplamia swoich ciuchów po każdym obiedzie. Wolałabym siedząc w aucie, w drodze do robo, dać się ponieść myśli innej niż "moje dziecko nie chce jeść". Wolałabym nigdy nie wnikać co wjedzie jutro. Wolałbym nawet tego tekstu nigdy nie pisać...
Tak samo jak wolałabym nigdy nie wyglądać tej przyszłości, w której tego nie ma...
...
Dwa tygodnie później
Benek je. Keep calm. A przynajmniej spróbuj nie przywalić głową w mur. Dzieci w końcu mają swoje fazy.
Keep calm 2. Małe dzieci małe fazy, duże dzieci... duże fazy.. :x
Keep calm 2. Małe dzieci małe fazy, duże dzieci... duże fazy.. :x