Kwestia tego jak przesypia noce Twoje dziecko, i czy w ogóle przesypia, to ważna kwestia. Ważna, bo z całą pewnością nie pozostaje bez wpływu na rozwój malucha, jakość Twojego życia, życia Twojego partnera, no i w końcu na jakość życia całej rodziny. Tak samo ważna jest metoda, którą wybierasz, by nauczyć swoje dziecko przesypiać noce- i niby o to ostatnie w tym wszystkim chodzi.
Dobre dziecko
Gdzieś już pewnie wspominałam, że początki mojego macierzyństwa, wyłączając atopię B., trąciły lukrem. Tak mi się to moje macierzyństwo przedstawiało w porównaniu do wszystkich otrzymanych podczas ciąży prognoz. "Wyśpij się porzadnie póki możesz, później, to będziesz tylko marzyć o tym" , "Zobaczysz jak to jest, kiedy urodzisz dziecko" i tak dalej, i tym samym stylem. Tymczasem, B. okazał się być dzieckiem, które:
1. nie płakało (nie płakał nawet kiedy się urodził- zaczął dopiero kiedy go ode mnie zabrano na ważenie)
2. Jadło, z piersi- przez nakładki, ale jadło.
3. Spało. Dniami i nocami- wyłączając przerwy na karmienie oczywiście.
Czego więcej chcieć? Nie musiałam zadawać sobie pytań, które dręczą codziennie całe zastępy matek- co robić by moje dziecko spało/jadło/było spokojne? B. był dobrym, inaczej łatwym dzieckiem, a ja mile zaskoczoną matką. Niestety nic nie trwa wiecznie i, jak to śpiewają rapsy, "niebezpiecznie jest wierzyć w to, że coś trwa wiecznie". Poleciałam rozbijając się o rzeczywistość kilka miechów później. Już nawet nie wiem kiedy dokładnie, ale oto "zobaczyłam". Przejrzałam na oczy. Co gorsza, czasami wciąż się na tym łapię. Nie twierdzę dziś, że mój syn to złe dziecko. To po prostu dość aktywny, nieustraszony chłopiec, który wszędzie chce być, wszędzie (nawet w szpilki) wlezie, wczołga się, wgramoli, wepcha. W wyniku czego często płacze. Wyłączając dni, kiedy rosną mu zęby, znów je jak należy. Przesypia noce. To jednak też nazwać mogłabym nowością.
1. nie płakało (nie płakał nawet kiedy się urodził- zaczął dopiero kiedy go ode mnie zabrano na ważenie)
2. Jadło, z piersi- przez nakładki, ale jadło.
3. Spało. Dniami i nocami- wyłączając przerwy na karmienie oczywiście.
Czego więcej chcieć? Nie musiałam zadawać sobie pytań, które dręczą codziennie całe zastępy matek- co robić by moje dziecko spało/jadło/było spokojne? B. był dobrym, inaczej łatwym dzieckiem, a ja mile zaskoczoną matką. Niestety nic nie trwa wiecznie i, jak to śpiewają rapsy, "niebezpiecznie jest wierzyć w to, że coś trwa wiecznie". Poleciałam rozbijając się o rzeczywistość kilka miechów później. Już nawet nie wiem kiedy dokładnie, ale oto "zobaczyłam". Przejrzałam na oczy. Co gorsza, czasami wciąż się na tym łapię. Nie twierdzę dziś, że mój syn to złe dziecko. To po prostu dość aktywny, nieustraszony chłopiec, który wszędzie chce być, wszędzie (nawet w szpilki) wlezie, wczołga się, wgramoli, wepcha. W wyniku czego często płacze. Wyłączając dni, kiedy rosną mu zęby, znów je jak należy. Przesypia noce. To jednak też nazwać mogłabym nowością.
metoda kontrolowanego płaczu
Nigdy nie posługiwałam się żadnymi metodami na usypianie dziecka. Od najmniejszego zwykłam po prostu odkładać śpiącego już B. do łóżeczka. Zasypiał w trakcie jedzenia i nie budził się w zetknięciu z materacem. Nie wiedziałabym nawet, że takowe metody istnieją i mają swoje oficjalne nazwy, gdyby nie pewna "gównoburza" instamatek. Ktoś poleca cudzy patent na najlepszy jego zdaniem sposób zasypiania dziecka i gotowe. Stąd wiem, że to, co robiłam z B. po przekroczeniu 6 miesiąca jego życia podpada pod metodę kontrolowanego płaczu, choć B. zaczął popłakiwać w łóżku dopiero, kiedy nauczył się siadać, czyli trochę później. Normalną rzeczą było dla mnie i dla B., że po wieczornej szamie, śpiący czy nie, ląduje w swoim łóżku. Byłam z siebie dumna. Nauczyłam dziecko spania bez poprzedzającego je tulenia. Ludzie pytali mnie: "To Ty go tak zostawiasz i wychodzisz?" No tak, sam zasypia. Nie płacze. Muzyczka, całusek. Nara. To do trzeciej! Albo do pierwszej... a później trzeciej i piątej.
O "szkodliwości" spania z dzieckiem
Pierwsza przespana nic przydarzyła się nam po 10 miesiącach. Co myśli nad ranem matka, której dziecko właśnie zaliczyło pełną noc? Najgorsze! Bałam się wejść do pokoju B. Było to swoiste odstępstwo od zasady, że nocą sen ma być ćwiartowany. Później znów długo, dłuuugo nic. Za każdym razem, gdy B. budził się w nocy, lądował w naszym łóżku. Ile internetowych gównoburz w sprawie "czy spanie z dzieckiem jest szkodliwe i dla kogo?" wydarzyło się w do dziś, nie wie nikt. Za to każda matka wie, że spanie z dzieckiem jest przez część matek i innych znawców tematu ostro tępione. Ja mam to w czterech literach. Mnie pasuje, trochę mniej ojcu B. Ale dla niego miałam zawsze jeden tekst. Chcesz, to się baw w x-krotne odkładanie dziecka do łóżeczka w nocy. Ja tam wolę spać.
macierzyństwo poradami stojące
Pewni ludzie powiedzą Ci, że złe jest spanie z dzieckiem w jednym łóżku, inni że nawet spanie w osobnych łóżkach w jednym pokoju jest złe. I jedni i drudzy powiedzą może, że tzw. metoda kontrolowanego płaczu i jej wersja hard, a więc "wypłacze się, to zaśnie", to najlepszy sposób by nauczyć dziecko przesypiać noce. Po namowach M. próbowałam i tego. Może przy braku konsekwencji nie działa. Może mi się nie chciało. Może nie chciałam słuchać jak moje dziecko zanosi się płaczem. Mija pół godziny i nie śpi. Płacze. Mija 40 minut- nie śpi. Płacze. Ryczy! Może przestałam w końcu wierzyć, że to takie "najlepsze" dla dziecka. Co innego w końcu zostawić je samo w pokoju- nie śpiące, ale i niestawiające oporu, co innego zostawić je, i olewając jego płacz, sączyć herbatkę w salonie. Czy zawsze dziecko, kiedy płacze przed snem, płacze z kaprysu, bo nie chce zasnąć? Czy może jest tak, że dziecko, które niechce spać nie zaśnie nawet w ramionach rodzica? Czy każde dziecko, jest takie samo, że można otworzyć pierwsza lepsza książkę parentingową- swoistą instrukcję obsługi dla zagubionych - i się dziecka w ten sposób nauczyć?
A może by tak jednak... utulić...
Od trzech miesiecy, jakoś od piętnastego miesiąca życia B., tulę go przed snem. Zaczęło się przypadkiem. Pewnego wieczora, po tygodniowej rozłące, tuż przed snem wzięłam go na ręce i przytuliłam. Co na to B. ? Wtulił się że mnie, od razu znajdując ulubioną pozycję. Skąd wiem, że ulubioną? Bo kolejnego wieczora zrobił dokładnie to samo. Bez gramolenia, jak by ją miał dokładnie wyćwiczoną. Dlaczego znów postąpiłam tak samo, mając gdzieś z tyłu głowy, że to psucie dziecka? Bo okazało się to być dla obu stron czystą przyjemnością, o której może już zapomniałam, albo, którą od zawsze jako przyjemność negowałam. Bo tulenie relaksuje i pewnie limfa i krew krążą po nim szybciej. I jeśli na mnie wpływa tak dobrze, że po dwóch tygodniach testowania ośmielam się polecić tulenie ojcu B. , to na samego B. działa jeszcze lepiej. Zaczyna w końcu przesypiać noce. I my też!
Matka VS. poradnik
Wierzę, a właściwie pewna jestem, że jako matka znam swoje dziecko najlepiej. Że moja kobieca, matczyna intuicja znaczy więcej niż sterta poradników od zaklinaczek dzieci. Tylko ja wiem jak postępuję jako matka na co dzień, kiedy przeginam, i w którą ze stron. Skłaniam się jednak ku przekonaniu, że lepiej jeśli wychowanie dziecka ma więcej wspólnego z pozytywnymi wibracjami i miłością, aniżeli tresurą (czy jak wolą niektórzy- trenowaniem do dorosłości. Od razu, kiedy tylko dziecko stanęło na nogi). To nie tulenie dziecka przed snem jest złe, a wmawianie rodzicom, że tulenie dziecka- jakby odruch naturalny- jest złe. (Co lepsza, całe gro matek, które wierzy w negatywne skutki tulenia, ani nie pomyśli o tym, jakie skutki może mieć śledzenie dziecka z kamerą przez cały dzień. Dzień w dzień.) Naciąganiem rzeczywistości jest twierdzenie, że jeśli tulę dziecko do snu, wyrośnie ono na maminsynka, albo tyrana, albo beksę, albo kogoś, kto nie będzie spać w nocy. Nasze dzieci nie są takie same, a ich potrzeby u początku życia mogą zmieniać się z dnia na dzień. Wolę patrzeć, słuchać i rozumieć, zamiast nerwowo wertować strony poradników dla rodziców. Czytanie tych ostatnich, choć tak bardzo trendy, nie zwalnia z myślenia. Nie ma gotowych przepisów na rodzicielstwo, macierzyństwo, ojcostwo. Nie ma, nie było i nie będzie. Dziecko to człowiek, a nie blender. Mogłabym może myśleć, że to nowy śpiworek, albo fakt, że nauczyłam się w końcu postępować z egzemą, ale wierzę, że to tulenie przed snem - bliskość rodzica- pomogło mojemu dziecku przesypiać noce.
PS. Tulenie do snu nie trwa godzinami. Własciwe czasu podczas tulenia się nie liczy, ale w porównaniu z tresowaniem dziecka do auto-uspokajania, wychodzisz na duży plus. I nie wiesz, co to wyrzuty sumienia.