Mówią, że poród boli najbardziej- Mówią Ci, co nigdy nie zaznali kamieni na nerkach. Jako, że z dwojga złego przeżyłam jedynie poród, nie pozostaje mi nic innego jak potwierdzić. Nie istnieje dla mnie póki co żaden inny, bardziej skurwysyński ból fizyczny. Nie istnieje też nic, co mogłabym lub chciałabym do bólu porodowego porównać.
Zaczarowany poród
Jeśli chodzi o sam poród, to zawsze znajdą się szczęściary, co zaprzeczą jakoby wydanie na świat dziecka było szczególną męką. Nie raz słyszałam „poród wcale nie jest taki zły jak to gadają”, „dasz radę, ja to jeden skurcz i poszło", albo nieco mniej optymistyczne ‘boli tak jak ciota, z tym, że sto razy mocniej, ale przeżyjesz…” i najlepsze: „dziecko sprawi, że zapomnisz o wszystkim”. Sama coś takiego palnęłam. Byłam jeszcze na dragach, z B. ułożonym między cycami, na uwalonym krwią dekolcie kiedy rzekłam „dziewczyny nie bójcie się rodzić, to nie boli! A przecież bolało jak nigdy dotąd. Przeżyłam, choć nie powiem, że nie zdarzyło mi się we własną przyszłość powątpiewać. Błyskawiczny kontakt skóra do skóry nie wywołał u mnie utraty pamięci. Zrobił to epidural, a ten nie działa wiecznie. Później boli od nowa. Choć pojawia się psychiczna ulga, bo najgorsze minęło, ból wcale nie znika jak dzieckiem odjął.
Poród to nie wszystko
Boli krocze, bolą plecy, bolą przymiarki do karmienia i pierwsze starcia z laktatorem. Bolą skurcze poporodowe. Pierwszy tydzień albo dwa. Chodzisz jak z kijkiem w tyłku, nieco pochylona do przodu, ledwo siadasz, ledwo stoisz, mmm… bajka. Zwłaszcza jeśli przychodzi Ci paradować w takim stanie między żądnymi widoku dziecka gośćmi. Bolą nocne pobudki. Boli, gdy tydzień po porodzie wypróżnień wciąż brak. Bolą przepełnione mlekiem piersi i widok pojawiających się na nich rozstępów. Boli pierwszy spacer z dzieckiem, który kończy się szybciej niż się tego spodziewałaś. Boli, gdy Twój pociążowy brzuch nie kurczy się tak szybko jak Cię zapewniano- gdy dochodzi do Ciebie, że nawet z dzieckiem na cycu dzeń i noc 20 kilo w miesiąc nie zgubisz. Boli gdy bez skutku próbujesz wcisnąć się w stare ciuchy. Boli zwisająca skóra i zwiotczałe poślady w lustrze w ZARA. Boli to, co jeszcze nie tak dawno było czystą przyjemnością, co dnia odnawianą. Boli kiedy robisz skalpel i gdy na samą myśl o kardio chce Ci się rzygać. Bolą hemoroidy i nietrzymanie moczu też boli. A to nie koniec listy.
Pogadajmy o porodzie
Zazwyczaj gada się o porodzie i to w typie pocieszanek dla nieświadomych. Raz tylko trafiło mi się czytadło naturalistyczne na tyle, bym uderzyła w ryk i tym samym zakończyła zgłębianie wiedzy na temat porodu. Urodziłam syna, a poród uważam za jedno z najważniejszych doświadczeń mojego życia. Chcę go pamiętać takim jaki był, bez fałszowania rzeczywistości. Inaczej jednak odbierałam poród 2 godziny po narodzinach dziecka, inaczej następnego dnia, inaczej odbieram dziś. Perspektywa czasu i tego co się później ze mną działo (właściwie dzieje po dziś dzień) sprawiły, że obecnie poród to dla mnie TYLKO kilka godzin wymęczającego wkurwiającego bólu, który odbiera rozum i sprawia, że chcesz zabić przynajmniej jedną osobę w pomieszczeniu, a następnie popełnić samobójstwo, i któremu nie w żaden sposób nie umniejsza fakt, że jesteś w stanie go przeżyć.
matka wciąż kobieta!
Niewiele natomiast mówi o tym, co czeka kobietę po porodzie, tak jak by jej dalsze życie, poza byciem matką miało nie nastąpić. Tymczasem historia kobiety, jej psychy i ciała- z osobnym wątkiem poczętym kilka miechów wstecz- dzieje się dalej. I choć to poród boli najbardziej, prawdziwy sprawdzian wytrzymałości zaczyna się tuż po nim. Nie wszystkie z nas ogarnia oślepiająca i lasująca mózg fala matczynej miłości, która nie mogłby się obejść bez publicznych zapewnień i lajków na fejsie. Nie każda matka bierze urodzenie dziecka za życiowe osiągnięcie, jako usprawiedliwienie dla nieogaru dnia codziennego, nagrodę za pomarszczony brzuch i cellulitis, który zagarnia coraz większe partie ciała czy ogólnie traktuje je jako życiowe poświęcenie. Są wśród nas takie, co potrafią kochać bez klapek na oczach i nigdy nie zapomnają, że poród to jedno, a narodziny dziecka drugie i że matka to wciąż kobieta, a nie abstrakcyjny byt zawieszony między pieluchami. Są takie, co śmią przyznać, że później to nie jednorożce tęczą i brokatem dookoła srające, ale całe pasmo wyzwań rozłożone na dni, miesiące, lata, trudniejszych do zaliczenia o tyle, że się zdecydowało przyjąć rolę matki, i dla podjęcia których rola ta, paradoksalnie, okazuje się być najlepszym mobilizatorem.
Buziaczki, N.
Buziaczki, N.