Minął rok. Rok, w trakcie którego moje dziecko- maluśki, niewinny Benio- z fazy “eat, poop, sleep, repeat” przeszło do etapu “bad- ass”. Też myślałam, że to później... ale w sumie nie dziwię się. Tak pewnie musi być, kiedy przestajesz w końcu podziwiać sufity i stajesz na nogi, a świat masz na wyciągnięcie ręki. A ja? Ja choć nie wiem co to magia kolek, bolesnego ząbkowania i gorączek poszczepiennych, mogę się w końcu nazwać doświadczoną mamą. Choćby dla beki.
Równo rok temu, we wtorek o świcie, moje oczekiwania dobiegły końca. Wiem, że drugiego takiego wtorku, drugiego takiego poranka nie będzie. Żałuję, że nie uwieczniłam wschodzącego tego dnia słońca, ale wbita w metalowy rondelek siedziałam na łóżku, łącząc się ze szpitalem. „Bądź o 9”. Ooo taaak… Pozwólmy moim wodom płodowym wylewać się ze mnie przez kolejne trzy godziny. Od położnej usłyszałam kiedyś, że nie jest dobrze kiedy przed porodem odchodzą wody. Ale nie było mi wtedy źle. Wiedziałam, że już za parę godzin na świat przyjdzie Benjamin, a moje życie wjedzie na zupełnie nieznane tory. Ekscytujące, nieprawdaż?
Macierzyństwo, miesiąc pierwszy
Boli. Nie macierzyństwo, a efekty uboczne porodu. Przez pierwsze 10 dni naprawdę ciężko je ignorować. Poza tym, rozdział pt. „wszystko takie nowe i takie pierwsze” zostaje oficjalnie rozpoczęty. Pierwszy raz tak małe dzidzi w ramionach, pierwszy widok Twojego faceta w roli ojca, pierwsze starcia w drodze do pozostania kobietą karmiącą, pierwsza kupa i zmieniona pielucha. Pierwszy spacer, kąpiel, jazda na rowerze. Karmienie w miejscu publicznym też zaliczone. Ludzie pytają jak to jest być matką. Fajnie... Dzidzi śpi, je, wypróżnia się, itd. Co zaskakujące, przesypia noce i nie płacze. A tak straszyli, że macierzyństwo to snu pożegnanie… Czego może chcieć kobieta tuż po porodzie? Żeby wszyscy wokół niej zachodzili w ciążę i zastawali rodzicami, zachęcając do rodzicielstwa każdego, kto tylko pyta ją o macierzyństwo.
Macierzyństwo, miesiąc drugi
Wakacje. Właściwie „wakacje”, które nauczyły mnie, że podczas wyjazdów ilość ciuchów dla dziecka powinna co najmniej dublować ilość ciuchów matki, i że w razie „w” warto mieć smoczek w każdej kieszeni czy chociażby torebce. Jeśli zadarzyło się -zapomniałaś- palce środkowe dłoni niemalże doskonale imitują smoczek. Nie mieć ze sobą laktatora to już co innego. Pełne piersi mlekiem płynące to najlepszy powód by zakończyć po dwóch godzinach pierwszy romantyczny wieczór bez dziecka. Właśnie! Dzidziuś w końcu się uśmiecha!
Macierzyństwo miesiąc trzeci
Koniec urlopu macierzyńskiego. Wiadomo, co kraj to obyczaj, ale takich zwyczajów „matka polka” nie przełknie. Oznajmiłam światu, że nie widzi mi się zostawiać 2,5 miesięczne dziecko, pod opiekę obcej osobie. Nawet babci. Ojcu też nie. Czerwone plamy na skórze Benia otrzymały w końcu nazwę- egzema- my zapewnienie, że do czwartego roku życia (w większości przypadków) znika. Dokładnie w trzecią miesięcznicę podałam Benkowi zupę z marchwi i brokuła i bodajże pierwszy raz usłyszałam jak płacze moje dziecko. Na pewien czas odłożyłam rozszerzanie diety. I to uczucie, gdy w końcu wychodzisz na miasto sama… To wtedy odkryłam, że mam ochotę całować wszystkie napotkane niemowlęta…
Macierzyństwo, miesiąc czwarty
Koniec karmienia piersią. Byłam dumna z tego, że karmię piersią. Łatwo nie było, toteż od początku jednak było dla mnie nie do pomyślenia, że można karmić 8 miesięcy, rok, 3 lata. Tyle czasu z laktorem w torebce, albo bólem piersi oznajmującym „powrót do bazy natychmiast wskazany”? -no way. W miarę jak zaczęły wydłużać się posiadówy Benia przy cycu, zaczynałam mieć go (karmienia) dosyć. Doszło do tego, że jedno karmienie trwało godzinę, a w jego trakcie Mały zasypiał z 10 razy. Następnie godzina przerwy i od nowa. WTF?! „Jeśli Cię to wkurza- przestań go karmić”- usłyszałam od lekarza. P o c z u ł a m u l g ę. A zaraz po niej Ż A L. Może zrobiła to moja psycha, może to kwestia tego, że Benek potrafił ssać tylko przez żelową nakładkę. Pokarm ustał. Głupio się przyznać, ale należałam do tych, co wierzą, że piersi po tym nie więdną.
Macerzyństwo, miesiąc piąty
Rozszerzanie diety. Warzywka, owocki i takie takie. W ogóle nie przyjmowałam do wiadomości, że dziecko może żyć o samym mleku do 6 miesiąca. Tym bardziej na mleku modyfikowanym. Za nic miałam WHO. Piąty miesiąc miał być naznaczony moim powrotem do pracy. I prawie był. Dlatego w ramach noworocznych postanowień rozpoczęłam ostre ogarnianie zada. Z Chodakowską i jej skalepelem. To działa. Piąty miesiąc to także mój największy bunt przeciwko szczepionkom. Dnie spędzane na czytaniu o NOPach i o wszystkim, co miałoby mnie skłonić do przerwania szczepień. Odczuwałam naprawdę silną potrzebę wytłumaczenia dla egzemy mojego dziecka. Znowu zaczęłam słuchać Majki Jeżowskiej. I co lepsze rozczulać przy jej nutach.
Macierzyństwo, miesiąc szósty
Jajko. Zdradzieckie kurze jajo. „Daj mu jajko” – mówili. Dałam. Poszłam załatwić jedna z potrzeb podstawowych po czym zastałam moje dziecię płaczące i nieco jakby po botoksie. Dobra, nawet dziś nie chcę się z tego śmiać, nie mówiąc o emocjach jakie towarzyszyły mi w tamtej chwili. Wylądowaliśmy w szpitalu, a ja po raz pierwszy może miałam możliwość poczuć się jak matka z krwi i kości. P E Ł N A O D P O W I E D Z I A L N O Ś Ć. Całe zdarzenie miało swoje plusy. Skierowano nas na testy alergiczne. I tak, oficjalnie jestem matką alergika.
Macierzyństwo, miesiąc siódmy
Wakacje 2. Pierwszy wyjazd za granicę z dzieckiem. I to nie do Polski, a do Portugalii. Zawalialiłam. Zrozumiałam wtedy jeszcze coś. Właśnie skończył się czas kiedy Benek mógł być wożony w wózku cały dzień z przerwami na jedzenie i zmianę pieluchy. Nagle nie mógł znieść dwugodzinnej jazdy w foteliku samochodowym, nawet kiedy śpiewaliśmy jego ulubione piosenki. Wyjść z siebie- marzenie dnia. Dojechaliśmy do mety z Benkiem na moich kolanach i wyrzutami sumienia, które prawie mnie przygniotły. Na szczęście lot samolotem zniósł lepiej niż matka. To jest ten czas kiedy wychodzisz z domu, a i tak ciągle słyszysz grające misie i lokomotywy.
Macierzyństwo, miesiąc ósmy
„O jaki śliczy chłopiec- niech zgadnę… 4 miesiące?” – „hah, nie 8”- w sumie nie ma beki, kiedy obcy ludzie mówią Ci, że dziecko masz dwa razy mniejsze niż powinno być. Jeden szczegół- 4 miesięczne niemowlęta nie siedzą w wózku, albo takich nie znam. Dwie wizyty pod rząd w biurze konsultacji kobiety jakby sugerowały mi, że dziecka nie karmię czy co. Ja sobie raczej nic nie miałam do zarzucenia. Choć może powinnam. Fakt nie serwowałam i nie serwuje do dziś ciasteczek, chrupek kukurydzianych, słodkich jogurcików. Poza tym nie karmię słoikami. Pomysł wznowienia laktacji zniknął tak samo szybko jak się pojawił. Na dziś sytuacja opanowana. Kiedy Twoje dotychczas roześmiane i pełne energii dziecko, nagle tylko leży i co jakiś czas kwili plus gorączkuje, to może rosną mu zęby.
Macierzyństwo, miesiąc dziewiąty
Zabrałam swoje dziecko do ojczyzny. Magiczna wizyta, po której dieta Benka uległa znacznemu rozszerzeniu za sprawą m. in polskiej swojskiej kiełbasy. Zaczęły się raczki na całego, samodzielne siadanie, stanie i ogólnie swobodne przemieszczanie. Dnie w końcu zaczęły wyglądać inaczej.
Macierzyństwo, miesiąc dziesiąty
Poznałam co znaczy mieć oczy dookoła głowy. Nauczyłam się zamykać drzwi do łazienki i jestem w trakcie doprowadzania myślenia logistycznego do perfekcji. Mniej więcej od wtedy, kiedy tylko mogę, walczę o to, żeby nie zmieniać pieluchy. Moje hurraoptymistyczne nastawienie do macierzyństwa trochę się przykurczyło. Na widok kobiety z trojgiem dzieci w mojej głowie OMG. Sorry. Może gdyby wyglądały na zadowolone…
Macierzyństwo, miesiąc jedenasty
Ogarnęłam egzemę. A poza tym, po roku niemal, pierwszy oficjalny kryzys w moim macierzyństwie. Rekordową ilość razy zadałam sobie pytanie „jak ludzie mogą chcieć mieć więcej dziecko niż jedno?” No jak? Nowa alergia Benka- na posprzątaną chatę, na wszystkie rzeczy, które mają w naszym domu określone miejsce i na te mobilne też. Sprzątanie jeszcze nigdy nie było tak bez sensu i naprawdę nigdy nie chciałam podejrzewać swojego dziecka o ADHD. Nagle już tak ładnie nie jadł i nie spał. Nagle zrozumiałam, że przy dziecku nienaganna kondycja jest bardzo wskazana, i że wyżyny cierpliwości, na które wzbiłam się w pierwszych miesiącach macierzyństwa wcale nimi nie były. Nagle doszło do mnie, że stale będzie wyżej, więcej, szybciej, a na bunty chyba trochę już za późno… i tak nastał koniec kryzysu.
Macierzyństwo, miesiąc dwunasty
Miłość. Kocham Benia. To jak się uśmiecha, jak chodzi, jak tańczy, jak bije brawo i jak czyta książeczki. Tęsknię za nim kiedy śpi za ścianą (sic!) i już nie dzielę się nim tak chętnie jak parę miechów temu. Jestem matką i cieszę się tym tak jak nigdy wcześniej. jedno się nie zmienia. Stale mam ochotę walić głową w ścianę kiedy przychodzi mi Benka nakarmić.
po prostu BYĆ matką
Rok zajęło mi ostateczne zaakceptowanie faktu, że oto jestem matką. To bodjże jeden z najtrudniejszych momentów macierzyństwa. Wiem już też, że jeśli mam być matką, to nie przez kopiowanie innych. Nie czytam o macierzyństwie, bo nie chce podświadomie włazić w czyjeś buty. Wolę poświęcić czas dziecku i w ten sposób powoli ogarniać matczyny żywot. Od początku podchodzę do tematu raczej intuicyjnie. Tak, lepiej wierzyć w matczyną intuicję niż w nią nie wierzyć.
Cieszę się, że jako matka jestem tu gdzie jestem. Zdaję sobie sprawę, że czasem rytm nie istnieje, i że są dni kiedy warto go olać. Nie odbiła mi korba, czy jak to zwą- odpieluchowe zapalenie mózgu. Nie trzęsę się nad dzieckiem jak większość matek. Bo skarpetka spadła, bo na rosie siadło, bo słońce na nie świeci, albo deszcz pada. Kiedy wyciągam orzechy ziemne z buzi Benka, wiem, że asshole parent to ja. Ale nie katuję się tym, i nie wadzi mi, że do sekty perfekcyjnych rodziców się nie łapię. Nie gadam o macierzyństwie jeśli tylko nadarzy mi się jakakolwiek okazja rozmowy z kobietą. Dzieciatą czy nie...
Istnieje macierzyństwo, a obok niego jeszcze inne światy. Czasem warto się tam udać po odrobinę dystansu. Z drugiej strony, wierzę, że odpowiedni balans między macierzyństwem i tym, co dookoła jest cholernie ważny. Przegięcie w którąkolwiek stronę prawdopodobnie grozi częściową śmiercią. Ostatnio dotarło jednak do mnie, że warto dać pierwszeństwo właśnie macierzyństwu. Wyluzować. Zwyczajnie pozwolić sobie być matką. Bo tylko wtedy macierzyństwo może być naprawdę udane. Tylko wtedy reszta też da się zgrać.
Cieszę się, że jako matka jestem tu gdzie jestem. Zdaję sobie sprawę, że czasem rytm nie istnieje, i że są dni kiedy warto go olać. Nie odbiła mi korba, czy jak to zwą- odpieluchowe zapalenie mózgu. Nie trzęsę się nad dzieckiem jak większość matek. Bo skarpetka spadła, bo na rosie siadło, bo słońce na nie świeci, albo deszcz pada. Kiedy wyciągam orzechy ziemne z buzi Benka, wiem, że asshole parent to ja. Ale nie katuję się tym, i nie wadzi mi, że do sekty perfekcyjnych rodziców się nie łapię. Nie gadam o macierzyństwie jeśli tylko nadarzy mi się jakakolwiek okazja rozmowy z kobietą. Dzieciatą czy nie...
Istnieje macierzyństwo, a obok niego jeszcze inne światy. Czasem warto się tam udać po odrobinę dystansu. Z drugiej strony, wierzę, że odpowiedni balans między macierzyństwem i tym, co dookoła jest cholernie ważny. Przegięcie w którąkolwiek stronę prawdopodobnie grozi częściową śmiercią. Ostatnio dotarło jednak do mnie, że warto dać pierwszeństwo właśnie macierzyństwu. Wyluzować. Zwyczajnie pozwolić sobie być matką. Bo tylko wtedy macierzyństwo może być naprawdę udane. Tylko wtedy reszta też da się zgrać.