Najpierw było czytanie. Zanim odbyły się pierwsze spacery i na długo przed wspólnym odkurzaniem. Czytamy na co dzień. Na dobry początek dnia i na lepszy sen. Wspólne czytanie towarzyszy nam od momentu, kiedy oficjalnie uznałam własną ciążę, a więc od pierwszego wyraźnego belly bump. Obecnie czytanie stanowi właściwie nasz główny rytuał, bez którego ciężko wyobrazić sobie dzień. Mamy również wyrobione czynności towarzyszące, no i, co oczywiste, pierwsze ulubione książki!
Zawsze lubiłam czytać książki. Już jako dziecko, i szczególnie te z kolorowymi ilustracjami. Jeszcze zanim zaczęłam składać pierwsze litery, postaci z książek były mi bliższe, niż te z telewizji, a może nawet bliższe niż lalki. Dziś TV mogłaby dla mnie nie istanieć, lalkami (jeszcze) się nie bawię, a do książek niezmiennie wciąż zagladam chętnie. A pewnie jeszcze chętniej niż kiedyś, bo wprowadzając w magiczny świat książek swojego syna. O tym, że będę czytać swojemu dziecku, też pewnie wiedziałam od zawsze.
"Pamiętam, (nie) tylko, że była wtedy wiosna, wiadomo maj, te sprawy, drzewa całe w pąkach..." To wtedy, podczas wizyty w Haags Gemeentemuseum, będąc pod wrażeniem wystawy prac Egona Schiele, natchnęłam się na książkę dla dzieci inspirowaną twórczością artysty. Zabrałam ją ze sobą (kupiłam). Była to pierwsza książka- zabawka dla nienarodzonego jeszcze B. Nie oparłam się pięknym ilustracjom opatrzonym holenderskim tekstem, wtedy jeszcze dla mnie niezrozumiałym. Smutna, jak się później okazało, historia Egona i Edith, (sory, ale muza klasyczna, którą przyszli rodzice tak ubóstwiają, też wieje dramatem) towrzyszyła nam do końca ciąży i kilka miesięcy dłużej, czyli do czasu kiedy na regały wpadły kolejne pozycje.
Kupując książki dla B. Nie sugerowałam się, nie sugeruję i nie będę się sugerować kategoriami wiekowymi. Gdyby tak było, to po dziś dzień czytałabym „tygrys, kaczka, lew, koń, żółw”, „zielony, szybki, różowy, wolny, niski, wysoki”, wszak tak się mają książki z przedziału 0-2. Wiem, kat, nie matka, dodając fakt, że na co dzień słyszy gadanie w trzech językach- o tym innym razem. Czym zatem kieruję się przy wyborze książki? Własnymi, matczynymi gustami- Moms wanna have fun, too!, rodzajem papieru i bywa, że zwracam uwagę na cenę- choć wiem już, że ładna książka z ciekawie opowiedzianą historią i dobrą grafiką, tania nie będzie. Raz się żyje. Poza tym, jedynak- niech ma :P
Jaki widok ukazuje się moim oczom z rana, gdy wbijam do pokoju syna? B. stojący w łóżeczku, wyciągający rękę w kierunku półki z książkami. Dokąd zmierza B. odwiedzjąc swój pokój tuż przed popołudniową drzemką? Do półki z książkami. Zgarnia jedną, drugą, trzecią (najlepiej wszystkie), i podaje mi je. Czytanie nie boli, czytanie sprawia przyjemność. Czytanie dziecku relaksuje je, wycisza, sprzyja skupieniu, wspiera jego rozwój i, co nie mniej ważne, za każdym razem buduje mocniejszą więź między dzieckiem a rodzicem. Nie ściemniam, obserwuję na co dzień. PS. Wspólne czytanie to świetny zapychacz czasu 😉 Zalet wspólnego czytania jest co nie miara. Uznajmy, że nikt w to nie wątpi. Znajoma przedszkolanka powiedziała mi, że potrafi, i wcale nie jest trudno, rozpoznać dziecko, któremu się czyta. Wierzę w to, i gdy tylko mogę łapię za książkę. Oto nasz TOP 5, czyli ksiażki, które w minionym roku były z nami najczęściej!
De Kleine Walvis, Benji Davies (3+)
Poruszająca historia chłopca o imieniu Boy, który wraz z ojcem rybakiem i sześcioma kotami, żyje na jednej z nadmorkich plaż. Pewnej nocy nadciąga sztorm, który wyrzuca na plażę małego wieloryba. Rano znajduje go spacerujący wzdłuż wybrzeża Boy i tak zaczyna się jedna z najbardziej wyjątkowych przyjaźni w historii literatury 😉 Książka wprawia w zadumę i zachwyca pozytywnym zakończeniem, pokazując, że my, rodzice, jesteśmy najlepszym materiałem na przyjaciół swoich dzieci. Subtelna, nienachalna słodycz- tak określiłabym ilustracje Daviesa. O jego talencie niech świadczy także to, że "De kleine Walvis" znalazł się wśród 10 najlepszych ilustrowanych książek roku 2017 w Holandii.
Waar is Ludwig?, Floor Rieder (5+)
Ludwig- kot zaginął. Ucieka kiedy tylko nadarzy się okazja. Książka, której głownym bohaterem jest Ludwig, to z jednej strony rymowana opowiadanka szukającej kota babci, a z drugiej samego Ludwiga. Oboje, znajdują się w tym samym miejscu, o jednym czasie, choć po dwu różnych stronach książki. Kot Ludwig w trakcie swojego spaceru odwiedza między innymi kamienicę zamieszkałą przez studentów, dom malarza, sklep rybny, cukiernię, opuszczone kamienice pełne małych, szarych przyjaciół. Historia kończny się nie inaczej jak powrotem Ludwiga do babci, wszak „lepszej od babci nie znajdziecie”. Nie dziwi fakt, że "Waar is Ludwig" stał się jedną z ulubionych dziecięcych książek w Holandii. Nie jest standardową książką, a rozkładaną książką w kształcie domku. Można ją powiesić, można użyć jako dekorację witryny. Jej bogato ilustrowane strony pełne detali, przykuwają uwagę dziecka na dłużej, będąc dodatkową małą lekcją holenderskiej architektury. "Waar is Ludwig" powstała z myślą o KinderBoekenWeek 2016. Prezentowana również podczas Dutch Design Week 2016, gdzie zetknęliśmy się z nią po raz pierwszy.
Mijn Kleine Muis/ Mijn Kleine Kat, Britta teckentrup (18m+)
Wierzę, że te dwie małe, niepozorne, szare książeczki są w stanie nauczyć Twoje dziecko rytmu dobowego :P "Mijn kleine Kat" to opowiadanka na dzień dobry. Mały kotek budzi się, by miło spędzać czas z przyjacielem. Razem bawią się w ogrodzie, gdy nadciągają chmury! Pora uciekać do domu! Pora na popołudniową drzemkę! Opowiadanka "Mijn kleine Muis" uczy, że po aktywnym dniu pełnym zabaw, nadchodzi wreszcie pora na sen i wypoczynek! Mama Mysz woła! O tej książeczce z recyklinowanego papieru wspominałam już przy okazji propozycji ekoprezentów. Książeczki zdobią piękne ilustracje, drukowane ekologicznym tuszem. Ich niewielki rozmiar sprawia, że nawet maluch nie ma problemów z utrzymaniem ich w rękach. Poza tym zmieszczą się do dziecięcego plecaczka. Grube kartonowe strony są całkiem odporne na wszelkie trudne warunki.
Yakkiebah houdt van Vies (Jakiba uwielbia brud).
Chciałabym, ale jeśli mam być szczera, nie mogę opuścić tej (jakże ważnej) pozycji. Yakkiebah to zielony potrorek z dziwnym głosem, wyskakujący z każdej strony książki. Yakkiebah żywi się brudem. Co należy do przysmaków Yakkiebah?? Woskowina z uszu, snoty z nosa, a na deser koniecznie brud ze stóp. Książkę rok temu, jako prezent mikołajkowy, podarował B. tata. Przez całe lato B. nie zasypiał bez Yakkiebah i jego zielonej, włochatej, charczącej, a nawet gryzącej paszczy! Myślę, że dzieci kochają takie książki, ale druga taka u nas nie postanie... Poczucie humoru? Tak, jakieś mam :P
Dikkie Dik, Het Vierverhalenboek, Jet Boeke
Kolejny kot na liście, ale tym razem bodajże najbardziej znany kot w Holandii. Dikkie Dik, rudy, spasiony, niesforny kot z mnóstwem przygód i tarapatów. Jeśli chcesz by Twoje dziecko poradziło sobie w życiu, definitywnie zaznajom go z opowiadaniami o Dikkie Diku! Jeśli chcesz wychować je na żartownisia, też! Znam te książkę prawie na pamięć, gdyż ostatnio czytamy tylko Dikkie Dika. Właściwie ja czytam, a B. robi wieże. Dopóki nieskończy nie mam prawa przerywać.
Kiedy będę duży, Maria Dek
I na koniec coś po polsku! Nie ukrywam, że udając się do Polski jesienią, myślałam tylko, coby wyłowić jakąś perełkę. Na co dzień mówię do B. polsku, ale czytałam tylko holenderskie książki, ewentualnie roboczo tłumacząc je na polski. Jest i ona! Zdjęta spontanicznie z półki „Kiedy będę duży” okazała się prawdziwym strzałem w dziesiątkę i koniec roku 2017 upłynął nam pod znakiem tej właśnie książki. "Kiedy będę duży" to dorosłość widziana oczami dziecka. Tak naiwna, że aż piękna. Tak piękna, że znowu chce się być dzieckiem i marzyć jak ono. „Radosne pomysły” i „poważne plany” spisane są od 1 do 25. Jest szansa, że tak uporządkowane marzenia łatwiej się spełnią. Mistrzowskie i figlarne zarazem ilustracje Dek cieszą nie tylko oko dziecka. Książka wydana także w wersji dla dziewczynek - "Kiedy będę duża":)
Książki to taki rodzaj zabawek, który jako jedyny nie wprawia mnie w zakłopotanie we własnym domu, i na który nie pomstuję w żaden sposób. Książek nigdy za wiele, czytanie dziecku traktuję jako swoją macierzyńską misję, i nie obchodzi mnie wcale, czy to jest seksi czy nie. Cieszę, że B. też lubi czas spędzany z książką. Może to geny, a może tylko nasza, rodziców w tym zasługa... może niektóre z nich wspomni jeszcze nie raz... kiedyś tam... kiedy będzie duży.. 😊