Childhood unplugged- dobra, bo chwytliwa parafraza popularnego zwłaszcza w latach 90. cyklu koncertów akustycznych granych dla stacji MTV. MTV unplugged to moje dzieciństwo; muzyka, którą kocham, kapele, które goszczą na moich muzycznych listach po dziś dzień. Znam je, jak łatwo zgadnąć, dzięki wysiadywaniu przed telewizyjnym odbiornikiem. To nie jedyny powód, który każe mi dziś powiedzieć: na całe szczęście moje dzieciństwo unplugged nie było.
O co chodzi w childhood unplugged?
Samo childhood unplugged powie Ci wszystko, a nawet za dużo. Jak nigdy dotąd, zbiera mi się na nadinterpretację, mimo to przyjmuję, że pewnie nie w tym rzecz, żeby wychowywać dziecko bez światła lamp, muzyki z głośników czy ciepłej, a nawet bieżącej wody. Wbrew dosłownemu tłumaczeniu, za childhood unplugged nie kryje się apel o powrót do jaskini, a bunt wybitnie zaangażowanych rodziców przeciwko obecności technologii w życiu ich dzieci. “My tego nie mieliśmy (smartfonów, smartwatchów, tabletów etc.) i/a/dlatego nasze dzieciństwo było takie piękne, magiczne, zakręcone. Nikt nie zabierze nam tamtych chwil! Chcemy takiego samego dzieciństwa dla naszych dzieci!”. Zaraz. Chwila. Minęło dwadzieścia lat, albo i więcej, a tamten świat- smuteczek czy nie- siłą rzeczy nie jest już światem naszych dzieci. Wyobraźmy sobie dzieciństwo naszych rodziców. To dopiero musiało być eldorado! Zaskakujące, że nie zechcieli chować przed nami telewizorów… W stosunku do naszych rodziców jesteśmy jakby kilka milowych kroków do przodu, mamy nową erę i nową kulturę, w której media cyfrowe to chleb powszedni. Dla dzisiejszych dzieci życie w dwu światach będzie normą, a nie bombą jaką okazało się ono być dla pokolenia telewizji analogowej. Na szczęście. Nie wiem co na to psychologia, ale mnie childhood unplugged trąci ukrytym pragnieniem powrotu do dzieciństwa starego, którego znudziło nawalanie w elektroniczną klawiaturę, albo tego dotkniętego kryzysem wieku średniego. Kiedyś wszystko było lepsze, bo byliśmy młodsi. Nie przeżyjemy dzieciństwa na nowo, wybierając zabawki naszym dzieciom. Nie będą miały takiego dzieciństwa jak my nawet gdyby miały jeździć na Wigry 3, czytać Janka muzykanta, oglądać Misia Koralgola i mijać krowę w drodze do szkoły. Zostawmy tamte dni.
Dzieciństwo obroni się samo
Dlaczego childhood unplugged jest lepsze? Dzieci nie mające kontaktu z owocami ery cyfrowej lub mające ograniczoną styczność z nimi chętniej angażują się w rzeczywistość, są bardziej otwarte, kreatywne, zdrowsze. Prawdopodobnie. Idźmy dalej. Ponętna pokusa cyfrowego szaleństwa w połączeniu z łatwością jej zaspokojenia to wpychanie dziecka w samolubny świat daleki od tego, co tu i teraz, na serio. Efekt jaki owe wyalienowanie może mieć na rozwijający się ciągle młody umysł jest wyłącznie szkodliwy, zwłaszcza jeśli twoje dziecko ma kontakt z diabelskimi ekranami przed ukończeniem drugiego roku życia. Z regułą “no screens under 2” zetknęłam się pewnego poranka przeglądając oferty pracy. Wśród nich ogłoszenie matki szukającej opiekunki, która podzielałaby jej entuzjazm i determinację wobec “NSU2”. Pomyślałam wtedy - WOW! racja, też tak zrobię! Tyle tylko, że żeby samej sobie nie trącić ściemą, musiałabym wcześniej pozbyć się wszystkich ekranów z domu. A co z rozmowami z babcią na Skype? Nie zrobiłam tego i nie zrobię. Nie przeszkadza mi, że moje dziecko nieświadomie przesuwa palcami po ekranie telefonu zanim zaczęło budować zamki z klocków, bo wiem, że nie kuma różnicy między telefonem a klockiem, a po drugie, zdaję sobie sprawę z wysiłku jaki towarzyszy jednemu i drugiemu. Jak reaguje 8 miesięczne dziecko na bajki z ekranu siedząc vis a vis telewizora? Tak jak by ich nie było, rozglądając się dokoła za lepszą zajawką. Wiem to z obserwacji. Tak samo jak to, że nie ekran, lecz klawiatura jest najbardziej pociągającym elementem laptopa. Pozwala mi to wnioskować, że dzieciaki poniżej drugiego roku życia wcale nie są zajarane ekranami tak bardzo, jak by się tego co niektórzy spodziewali. W przeciwieństwie do rodziców optujących za childhood unplugged wierzę w dziecięcą naturę i ciekawość świata, która zdrowemu dziecku, nie pozwoli na całodniowe męczenie kompa. Jeszcze nie tak dawno sama byłam dzieckiem. Mogłabym napisać poradnik o tym, jak przeżyć najlepsze childhood unplugged ever w cywilizowanym świecie opierając się tylko i wyłącznie na własnych wspomnieniach. Tyle tylko, że obok naprawdę dzikich wspomin, goszczą w mojej pamięci także te z prądem w tle, traktowane nie po macoszemu, lecz z tym samym sentymentem. Chwile spędzone z Czarodziejką z Księżyca, z legendami metalu, Mario Bros, a później Heroes III były mi tak samo potrzebne i tak samo magiczne jak budowanie statków z liści czy tam na rzece.
Childhood unplugged. Kawał ściemy.
Wyznawcy childhood unplugged dokładają wszelkich starań, by ich dzieci, dzieci przyjaciół, sąsiadów i wszelkie dzieci odkryły na nowo sztukę zabawy, porzucając choćby na chwilę technologiczne gadżety. Według nich każde dziecko powinno budować babki z piasku, taplać się w błocie, robić wycinanki z papieru, lepić figurki z modeliny, puszczać latawce i wiele, wiele innych rzeczy, które pobudzają wyobraźnię i ciekawość bez konieczności użycia prądu. Najlepsze momenty w życiu są przecież unplugged, w dodatku za free. Nie od dziś wiadomo, że każdy pragnący zmian w świecie winien ów proces dążenia ku lepszemu rozpocząć od siebie. Nie dlatego za mało jest dziecka w dziecku, że instynktownie łapie za smartfon, a dlatego, że za mało jest rodzica w rodzicu, który w zetknięciu ze smartfonem traci kontakt z rzeczywistością zrzucając na dziecko główny ciężar konsekwencji. Przykład - słowo klucz. Dziecko zawsze będzie chciało bawić się tym, czym bawisz się Ty i jeść Twoje żarcie. Nasze matki nie jadły obiadu scrollując facebooka, nie prześladowały swoich dzieci z aparatem w ręce od pierwszych chwil życia i nie aranżowały super kreatywnych zabaw po to by puścić fotę na Insta. Szczytem hipokryzji nieuświadomionej bardziej lub mniej jest oznaczanie zdjęć dziecka hashtagiem #childhoodunplugged. Serio? Jeśli gdziekolwiek na świecie istnieje childhood unplugged to na pewno nie w świecie #instamatek. Wiem, bo sama nią jestem.
Jeśli wciąż pragniesz dla swojego dziecka childhood unplugged koniecznie odwiedź indyjskie slumsy. Pamiętaj też, że sam Capitan Fantastic poległ na tym polu (klik). Jest jeden jedyny sposób na to, żeby zapewnić naszym dzieciom dzieciństwo jakie mieliśmy my- pozwolić im na dzieciństwo adekwatne do czasu w jakim przyszło im dorastać. Niech okaże się dzieciństwem lepszym nawet niż to, które przypadło w udziale ich starym.